Horror! Horror! Horror! „Trwoga”! „Trwoga”! „Trwoga”! Te słowa wypowiada w „Czasie Apokalipsy” (Francisa Forda Coppoli) demonicznie wyglądający Marlon Brando. Co widzi – szepcząc te słowa w ostatniej chwili swojego życia – pułkownik Kurtz? Piekło.
„Piekło jest trwogą” - powiedział przed laty ówczesny kardynał Joseph Ratzinger. I jeżeli istnieje ono rzeczywiście, Kurtz i jego odpowiednik z „Jądra ciemności” Josepha Conrada powinni już tam być. Zbrodniarze z rękami po ramiona we krwi. Ten z filmu Coppoli podobny do Raskolnikowa, który chciał sprawdzić, czy jest nadczłowiekiem, czy potrafi stanowić swoje własne wartości (tak, jak się do tego nawołuje i dzisiaj) i czy potrafi zabijać bez wyrzutów sumienia ludzi-podludzi, masową miernotę wierzącą w Boże nakazy i zakazy. Okazało się, że Rodion Raskolnikow jest słabszy, niż sobie roił o sobie. Jego płacz nie jest wyrazem skruchy, jest żalem po stracie roszczeń do nadczłowieczeństwa.
W przeciwieństwie do bohatera „Zbrodni i kary” pułkownik Kurtz jest twardy jak skała. Potrafi zabijać bez moralnych oporów. To on stanowi etyczne standardy. Jakby naczytał się Nietzschego. Trwoga i moralny terror – wykłada w filmie – to dopuszczalne metody życia i działania, to metody działania poza dobrem i złem, fikcjami wymyślonymi przez moralistów. „Masz prawo mnie zabić, nie masz prawa mnie oceniać” - mówi Kurtz kapitanowi Willardowi (odpowiednik Marlowe'a u Conrada). Skąd my znamy tę niechęć do kategorycznych ocen moralnych? Czy nie od „myślicieli słabych”?
Trwoga podniesiona do etycznej rangi sytuuje się na antypodach chrześcijaństwa. Nie ma z nią nic wspólnego timor dei – bojaźń przed Bożą jurysdykcją. Przed Bożą karzącą sprawiedliwością. Tą, która penalizuje próby człowieka zmierzenia się z trwogą nicości o własnych siłach (do czego nawołują nas egzystencjaliści w rodzaju Sartre'a czy Heideggera). Kto mówi: „Bóg nie jest mi do niczego potrzebny, z życiem i śmiercią uporam się sam”, ten odrzuca Boże miłosierdzie, Bożą ofertę pomocy i współpracy. A taką strategię obrał pułkownik Kurtz, który – gdy odchodzi z tego świata, ze swojego świata bez Boga, gdy widzi miejsce, do którego teraz dotarł, zszedłszy wpierw z drogi, przy której nie ma przydrożnych kapliczek – boi się. A jeśli się nie boi, cierpi straszliwie.
Co miał na myśli wybitny teolog Joseph Ratzinger, mówiąc o piekle? Właśnie trwogę. Uświadomienie sobie, co się robiło i dokąd się w rezultacie tego dociera.
Wątpię, aby w piekle była smoła i ogień. To - na obrazach Boscha. W prawdziwym piekle grzesznik może spodziewać się raczej gigantycznego żalu i trwogi, że stracił coś nieskończenie wartościowego.
Ale czy Kurtzowie i Raskolnikowowie rzeczywiście siedzą w piekle? Jezus Chrystus umarł na krzyżu dla odkupienia całej ludzkości. Nawet Barabaszów. Jeżeli bojaźń, drżenie, trwoga powodują wewnętrzną przemianę i natychmiastowe przylgnięcie do Boga, trwogę można uznać za doświadczenie pozytywne. Szatan chcąc sprawiać zło, niechcący sprawia tu akurat dobro. Może tuż po śmierci to samo stało się z Kurtzem? Może piekło w ogóle jest puste?
Jeżeli doświadczenia moralnej autodestrukcji w imię wyimaginowanego uniwersum bezmoralnego, jak u Kurtza – który rękami kapitana Willarda popełnia smobójstwo – prowadzą do odrzucenia Boga, nawet stojąc przed Jego obliczem, jest to autentyczny triumf sił ciemności. Tego chcieli Crowley, La Vey, liczni dziś na uniwersytetach wielbiciele de Sade'a i subtelni apologeci przemocy (poubierani w damskie pantofelki i togi tolerancyjnych liberałów), zapiekli wrogowie wiary w Boga.
Znany jest do tej pory jeden przypadek odwrócenia się do Boga plecami przez jedną osobę, która stała z Nim twarzą w twarz. To szatan, wychwalany jako mistrz wolności i samostanowienia. Jemu – w sobie znanych celach - Bóg pozwala działać. Ale tacy ludzie, jak filmowy czy książkowy Kurtz, także mają szansę pozostać na Prokrustowym Łożu po wsze czasy. Taką szansę ma każdy z nas.
Podobnie o piekle myślał chyba Joseph Ratzinger. Ja to tak przynajmniej zrozumiałem.
Zdjęcie pobrano z angielskiej wersji Wikipedii: (http://en.wikipedia.org/wiki/Image:Brando_apoc.jpg). Wyjaśnienie wydawcy angielskiego: „Kadr z filmu został pobrany w celu zilustrowania artykułu i został użyty wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych [a nie handlowych – przyp.P.P.). Należy żywić przekonanie, że wykorzystanie zdjęcia nie wpłynie na zyski właścicieli praw autorskich. Nie można także znaleźć zdjęcia, którym można by zastąpić to zdjęcie w omawianym temacie [artykuł o „Czasie Apokalipsy].
Cadfaelowi tekst się podoba, chciałby jednak do kilku rzeczy się odnieść, w miarę swobodnie i niezobowiązująco, ma nadzieję, że także nieagresywnie
Pisze pan:
,,Skąd my znamy tę niechęc do kategorycznych ocen moralnych? Czy nie od „myślicieli słabych”?"
Cadfaelowi coś się kojarzy, że niechęć niekiedy do kategorycznych ocen przejawiał też Jezus, a może raczej ostrzegał, by żaden grzesznik nie dokonywał kategorycznej oceny innego grzesznika. Zresztą pan w tym wpisie też z biegeiem tekstu coraz mniej kategoryczny jest, ale o tym dalej będzie.
,,Co miał na myśli wybitny teolog Joseph Ratzinger, mówiąc o piekle? Właśnie trwogę. Uświadomienie sobie, co się robiło i dokąd się w rezultacie tego dociera.
Wątpię, aby w piekle była samoła i ogień. To na obrazach Boscha. W prawdziwym piekle należy spodziewać się raczej gigantycznego żalu i trwogi, że straciło się coś nieskończenie wartościowego."
Hm, czy aby ta trwoga i ta świadomość mają być obligatoryjne? Znaczy czy można narzucić komuś świadomość, że przegrał i żal? A może on w sej wolności cieszy się z tego, że stracił coś nieskończenie wartościowego kosztem tego, że poszedł swoją drogą?
Czy można świadomie zrezygnować z Boga i nagrody w niebie? Cadfael myśli, że można...
Cadfael zastanawia się czy aby nie jest to przejaw wolnego wyboru i wolnej woli, w końcu danej nam od Boga.
,,Ale czy Kurtzowie i Raskolnikowowie rzeczywiście siedzą w piekle? Jezus Chrustus umarł na krzyżu dla odkupienia całej ludzkości. Nawet Barabaszów. Jeżeli bojaźń, drżenie, trwoga powodują wewnętrzną przemianę i natychmiastowe przylgnięcie do Boga, trwogę można uznać za doświadczenie pozytywne. Szatan chcąc sprawiać zło, niechcący sprawia dobro."
Spostrzeżenie ciekawe, ale nienowe:)
,,Jam jest częścią tej siły, która zła pragnąc, wiecznie dobro tworzy" Chyba tak to było w ,,Fauscie"?
,,Może tuż po śmierci to samo stało się z Kurtzem? Może piekło w ogóle jest puste?"
Cadfael nie chce pana straszyć ni nic sugerować, ale niebezpiecznie zbliża się pan do teorii Wacława Hryniewicza, a przecież to wprawdzie teolog i ksiądz profesor, ale czyż nie zbyt liberalny, wręcz agorowy?
Pozdrawiam.
Cadfael
ożna by ująć naszym rodakom wielu bolesnych rozczarowań prywatyzując wymiar sprawiedliwości.To niewątpliwie oryginalny pomysł, ale obserwując rządy obecnej ekipy mieści sie on najogólniej rzecz ujmując w filozofii gabinetu Donalda Tuska.Skoro mamy prywatną adwokaturę ,prywatne armie i policje zwane agencjami ochrony, to czemu nie pójść na całość i dokończyć jedynie słusznego dzieła liberalnej opcji czyli prywatyzacji totalnej.Prywatne sądy i prokuratura to mogłaby być fantastyczna wizja zreformowania systemu .
Można sobie wyobrazić taką sytuację,ze np obcinacze palców,uprowadzenia i temu podobna gangsterka byłaby sądzona tylko na prywatnym poletku niejakiej B.Piwnik.
Arcyzbrodniarze, mafia w sądzie prywatnym uwłaszczonym przez Widackiego, Zolla,Filara, czy de Viriona!"
Łapówkarze, przekrętasy skarbowi czyli przeróżni" Dochnale,Stokłosy" w sądzie prywatnym Z. Cwiąkalskiego.
Sprywatyzowana prokuratura w rękach Kaczmarka.
Dotychczasowa policja trafiłaby np do byłych posłów sld Dziewulskiego/ co walizki Bagsiak i gasiorowskiego z $ do samoloty wyjsciem dla vip'ów wynosił/ i Sobotki/tego od gangsterów starachowickich/.
Państwo pozbyłoby by sie wielu funkcji ale i jeszcze więcej kłopotów i problemów!!A ilu zbędnych kosztów!
Skoro prywatne jest bardziej wydolne od nieruchawych, ociężałych państwowych molochów,gigantów to i prywatny wymiar sprawiedliwości daje gwarancję większej sprawności, wydolności.
Aby tę sprawność jeszcze bardziej urealnić proponuję
wprowadzić zasadę jednoinstancyjności!! Po cholerę te wszystkie, apelacje, rewizje !Strata czasu a jakie koszty! Po cóz ta zbędna niczemu nie służąca mitręga mitręga!
Likwidacja niewydolnego państwowego wymiaru sprawiedliwości to niesamowite oszczędności dla budżetu. A sprawa niezawisłości to i tak jest kategorią wielce umowną w naszym kraju jeśli przyjrzymy się różnym postanowieniom czy wyrokom!
A ktoś zapyta co z więzieniami? Też prywatne! To oczywiste!
Znając zaś liberalne podejście do winy i kary obecnych sterników sprawiedliwości i ich wszelakich sympatyków-doradców można z dużą dozą trafności założyć,że skończy sie koszmar przepełnionych aresztów
i więzień.
Oczywiście dotychczasowe państwowe obiekty, siedziby sądów ,prokuratur i policji byłyby sprzedane wg wartości księgowej.
Ależ Pan romantyzuje zło. Piekło zapewne jest trwogą, lecz droga do piekła to zwykła pycha. Trwoga bez pychy dla diabła chyba bezużyteczna.
Swietny film,swietna ksiazka oraz autor.Czytalem kilka
listow Korzeniowskiego ktore pod koniec zycia pisal do
rodziny w tak przejmujaco pieknym jezyku polskim ze
postanowilem nigdy nie zaprzestac walczyc o nasz jezyk.
Idea osobnika/narodu wybranego i wywyzszania sie ponad
innych jest mi znana z pobytu w Niemczech.Urzedowe i sadowe
zakazy uzywania i nauki jezyka polskiego Polakom w Niemczech
sa dzis znow uznane za normalnosc przez pania minister
sprawiedliwosci Zypries w jej oficjalnym rzadowym blogu.
Kultura polityki poruszajacej sie ponad wszelkim prawem
niemieckim,europejskim i ludzkim, kultura politycznych
zakazow obywatelowi wlasnego jezyka prowadzi do dalszej
legalizacji bezprawia.
Film Francisa Forda Coppoli jest filmem antywojennym i mówi o mrokach duszy jakie mogą być wyzwolone w człowieku przez takie czy inne wydarzenia. Opowiada o tym,że człowieka często fascynuje zło i nie zawsze udaje mu się jemu przeciwstawić.
Dla niektórych to film nudny, ale chyba tak nie jest. Raczej jest w nim specyficzna atmosfera niepewności i zdradzieckiej stagnacji, w drodze do dynamicznego przerażającego końca, gdzie możliwa jest nawet zmiana miejsc.
Szkoda tylko że Marlon Brando jest, jak dla mnie, bardziej groteskowy niż demoniczny.
Film "Czas Apokalipsy" stał się filmem kultowym dla solidarnościowej opozycji.
Czy to prawda ze w religii japonskiej zabojstwo czlowieka
nie jest grzechem o ile jest jedynym mozliwym sposobem
do usuniecia przeszkody w realizacji wlasnych, zyciowo
waznych celow?
Kiedys jako mlodzieniec bylem krotko zafascynowany filmami
japonskimi i dzieki nimi rowniez kultura japonska.PRLowska
uboga wiedza ksiazkowa i brak czasu, nie pozwalaly mi na
zajecie sie odpowiedzia na powyzsze pytanie.
Npisał Pan: "Trwoga podniesiona do etycznej rangi sytuuje się na antypodach chrześcijaństwa. Nie ma z nią nic wspólnego timor dei – bojaźń przed Bożą jurysdykcją. Przed Bożą karzącą sprawiedliwością"
Jeżeli ktoś WIE, że Bóg jest np. czystym istnieniem albo sprawiedliwym sędzią, to nie przeżywa trwogi. Jeżeli ktoś NIE WIE, jaki jest Bóg, to trwoży się wobec Jego całkowitej niepojmowalności.
Jeżeli jest się pewnym, że Bóg jest sprawiedliwy, to nie ma tu miejsca na żadną trwogę.
Pozdrawiam
No i proszę - zawodowi opnonenci nie potrafią podjąć nawet wyzwania intelektualnego. Moim zdaniem jest to swera w ich życiu dziewicza - jeśli ich to dotyczy to nie na zasadzie świadomych koncepcji nt świata, roli w nim człoweieka, etc, ale bardziej świadomości, że jakoś to jest, jakoś świat jest użądzony (bo jest to naturalne) i takie dywagacje to coś na podobieństwo przerostu formy. Ciekawe, bo niektórzy potrafią argumentować w wielu mniej fundamentalnych tematach z pełną podbudową teoretyczną (czy wyuczoną na potrzeby dziumdziania z dziumdzisiami to już inna sprawa). A tu ani be, ani me, ani kukuryku.
Tekst bardzo mi sie podoba. Nic jednak więcej nie napiszę, bo zaraz wpadnie tu cenzor i nastraszy mnie ,że nie tylko zlikwiduje mi bloga ale spali mi dom i rozstrzela moją rodzinę.
Pozdrawiam.
Moze to zainteresuje Szanownego Pana, ale na blogu Wojciecha Orlinskiego zostala umieszona odpowiedz na Pana poprzedni post.
http://wo.blox.pl/2008/03/Jak-odrozniac-trybunaly-haskie.html
Powołał się Pan na Benedykta XVI, ale tylko w części. Problem, który Pan poruszył jest rozważany w encyklice "Spe Salvi" i znajduje tam swoje rozwiązanie. Oto stosowny cytat:
"Wraz ze śmiercią decyzja człowieka o sposobie życia staje się ostateczna — to życie staje przed Sędzią. Decyzja, która w ciągu całego życia nabierała kształtu, może mieć różnoraki charakter. Są ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa, ale w niektórych postaciach naszej historii można odnaleźć w sposób przerażający postawy tego rodzaju. Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo piekło[Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, nn. 1033-1037].
Z drugiej strony, są ludzie całkowicie czyści, którzy pozwolili się Bogu wewnętrznie przeniknąć, a w konsekwencji są całkowicie otwarci na bliźniego — ludzie, których całe istnienie już teraz kształtuje komunia z Bogiem i których droga ku Bogu prowadzi jedynie do spełnienia tego, czym już są[38].
46. Nasze doświadczenie mówi jednak, że ani jeden, ani drugi przypadek nie jest normalnym stanem ludzkiej egzystencji. Jak możemy przypuszczać, u większości ludzi w najgłębszej sferze ich istoty jest obecne ostateczne wewnętrzne otwarcie na prawdę, na miłość, na Boga. Jednak w konkretnych wyborach życiowych jest ono przesłonięte przez coraz to nowe kompromisy ze złem. Chociaż czystość bywa pokryta różnorakim brudem, to jednak jej pragnienie pozostaje i mimo wszystko wciąż na nowo wynurza się z nikczemności i pozostaje obecne w duszy. Co dzieje się z takimi ludźmi, kiedy pojawiają się przed Sędzią? Czy wszystkie brudy, jakie nagromadzili w ciągu życia, staną się od razu bez znaczenia? Albo co jeszcze nastąpi? Św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian daje nam wyobrażenie różnorakiej miary osądu Bożego nad człowiekiem, w zależności od jego sytuacji. Czyni to posługując się obrazami, które mają w jakiś sposób wyrazić to, co niewidzialne, przy czym nie możemy przełożyć tych obrazów na pojęcia po prostu dlatego, że nie możemy wejrzeć w świat po drugiej stronie śmierci, ani nie mamy żadnego jego doświadczenia. Św. Paweł mówi przede wszystkim, że egzystencja chrześcijańska jest zbudowana na wspólnym fundamencie: Jezusie Chrystusie. Jest to solidny fundament. Jeśli mocno opieramy się na tym fundamencie i na nim zbudowaliśmy nasze życie, wiemy, że nawet w śmierci ten fundament nie może nam być odebrany. Dalej Paweł pisze: «I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drewna, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego budowla wzniesiona na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień» (3, 12-15). W każdym razie, ten tekst pokazuje jasno, że ocalenie ludzi może mieć różne formy; że niektóre rzeczy zbudowane mogą ulec spaleniu do końca; że dla ocalenia trzeba przejść samemu przez «ogień», aby definitywnie stać się otwartymi na Boga i móc zająć miejsce przy Jego stole na wiekuistej uczcie weselnej.
47. Niektórzy współcześni teolodzy uważają, że ogniem, który spala a równocześnie zbawia, jest sam Chrystus, Sędzia i Zbawiciel. Spotkanie z Nim jest decydującym aktem Sądu. Pod Jego spojrzeniem topnieje wszelki fałsz. Spotkanie z Nim przepala nas, przekształca i uwalnia, abyśmy odzyskali własną tożsamość. To, co zostało zbudowane w ciągu życia, może wówczas okazać się suchą słomą, samą pyszałkowatością, i zawalić się. Jednak w bólu tego spotkania, w którym to, co nieczyste i chore w naszym istnieniu, jasno jawi się przed nami, jest zbawienie. Jego wejrzenie, dotknięcie Jego Serca uzdrawia nas przez bolesną niewątpliwie przemianę, niczym «przejście przez ogień». Jest to jednak błogosławione cierpienie, w którym święta moc Jego miłości przenika nas jak ogień, abyśmy w końcu całkowicie należeli do siebie, a przez to całkowicie do Boga. Jawi się tu również wzajemne przenikanie się sprawiedliwości i łaski: nasz sposób życia nie jest bez znaczenia, ale nasz brud nie plami nas na wieczność, jeśli pozostaliśmy przynajmniej ukierunkowani na Chrystusa, na prawdę i na miłość. Ten brud został już bowiem wypalony w Męce Chrystusa. W chwili Sądu Ostatecznego doświadczamy i przyjmujemy, że Jego miłość przewyższa całe zło świata i zło w nas. Ból miłości staje się naszym zbawieniem i naszą radością. Jest jasne, że nie możemy mierzyć «trwania» tego przemieniającego wypalania miarami czasu naszego świata. Przemieniający «moment» tego spotkania wymyka się ziemskim miarom czasu — jest czasem serca, czasem «przejścia» do komunii z Bogiem w Ciele Chrystusa. Sąd Boży jest nadzieją, zarówno dlatego, że jest sprawiedliwością, jak i dlatego, że jest łaską. Gdyby był tylko łaską, tak że wszystko, co ziemskie, byłoby bez znaczenia, Bóg byłby nam winien odpowiedź na pytanie o sprawiedliwość — decydujące dla nas pytanie wobec historii i samego Boga. Gdyby był tylko sprawiedliwością, byłby ostatecznie dla nas wszystkich jedynie przyczyną lęku. Wcielenie Boga w Chrystusie tak bardzo połączyło sprawiedliwość i łaskę, że sprawiedliwość jest ustanowiona ze stanowczością: wszyscy oczekujemy naszego zbawienia «z bojaźnią i drżeniem» (Flp 2, 12). Niemniej jednak łaska pozwala nam wszystkim mieć nadzieję i ufnie zmierzać ku Sędziemu, którego znamy jako naszego «Rzecznika», Parakletos (por. 1 J 2, 1)[39]."
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/encykliki/spe_salvi-30112007.html#m4
Pozdrawiam
Nie jest silną jednostką tylko głupia.
Tylko głupcy się nie boją.
nie Crawley, jesli mowa o tym panu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Aleister_Crowley
Serdeczne dzięki za te znakomite opisy. Zwykle teologia wzbrania sie przed wszelką antycypacją. Szczególnie ważny jest ten moment osobistego sptkania z Bogiem. Musi On wlewać w człowieka nagłe uświadomienie swoich przeszłych czynów. To jest oczyszczające, ale - wskazuje na to metafora ognia - bolesne. Ale czy nie zdarzają się istoty w ludzkiej postaci, które nawet po tym zabiegu mówią Bogu: Nie!?
Tak zrobił szatan: powiedział pewnie - wiem kim jesteś, ale mnie to nie obchodzi, chcę żyć po swojemu. Liderzy światowego satanizmu: Crawley i Lavey zawsze akcentują tu moment wyboru i wolności. Kto wie, czy ktoś nie poszedł tropem ich diabelskich - mówię tu bez przenośni - nauk?
Pozdrawiam
W Hadze istnieje zawsze mozliwosc powolania Miedzynarodowego
Trybunalu od spraw X,Y lub Z.Istnialy proby powolania trybunalu
w sprawie krycia zbrodni hitlerowskich przez Schroedera oraz
w sprawie zbrodni przeciwko ludzkosci przeciwko prezydentowi
USA Buschowi.
Ogolny trend jest tyki ze kazdemu mozna zorganizowac jakis
trybunal o ile istnieje polityczna wola.Trzeba od czegos
rozpoczac i zlozyc formalny wniosek.
Wiec sama idea Pana Paliwody nie jest nie do zrealizowania.
Przeciez podpalacz Reichstagu zostal uniewinniony posmiertnie
dopiero w zeszlym roku a decyzja o anulowaniu wyroku ogloszona
10 stycznia 2008.
Mysle ze gdy Niemcy przejma stanowiska w Hadze zajma sie na
powaznie ich dreczycielami.
"nie Crawley, jesli mowa o tym panu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Aleister_Crowley"
Dziękuję uprzejmie za zwrócenie uwagi. Dawno nie miałem jego prac w ręku (w przeciwieństwie do "Biblii szatana", którą mam stale pod ręką, bo La Vey pisze językiem liberalnej lewicy - wypisz wymaluj (i na odwrót). Widzę, że te tematy są Pani bliskie.
Pozdr.
Mam w domu sprowadzoną na zamówienie dobrą podróbkę wspaniałego miecza samurajskiego. Niestety, Japonią i jej historią nie bardzo się interesuję. Mnie interesuje ten byt, ta postać, jaką wykreował Kurosawa.
Samurajowie jako grupa społeczna nie budzą sympatii. Sympatię budzą wyidealizowane wzorce, które warto czasem naśladować.
Pozdrawiam
W muzeum miasta Krolewca(Konigsberg)w Duisburgu istnieje
japonski ilustrowany dokument przedstawiajacy trzech
najwiekszych japonskich medrcow/przywodcow religijnych
przybylych do Imanuela Kanta, ktorzy uznali go za
najwiekszego medrca wszechczasow jako tworce nowej religii.
Czy jest to japonska uprzejmosc czy prawda nie wiadomo, ale
to ze pojecie grzechu nie jest znane w japonskim systemie
wartosci/religii/filozofii jest bardzo kuszacym przekazem.
W moim blogu pisze selektywnie o wybranych aspektach
niemieckiej kultury wiec moze nalezy tez wspomniec o
przenikaniu kultury japonskiej i braterstwie broni.
Trwoga? Chyba nie. Chyba też nie dżungla Kambodży czy Kongo skąd inąd świetnych dzieł Coppoli i Konrada. Nie są to też chore fantazje artystów, pajacy i zboczeńców seksuajnych jak Crowley czy La Vey. Nie, jak to zauważył C. S. Lewis, dla nas dziś symbolem piekła to raczej świat Admin. Tam się zło rodzi i jest wprowadzane w życie(wnioskowane, popierane, wykonywane i protokołowane) "przez spokojnych ludzi w białych kołnierzykach" w ogrzanym i dobrze oświetlonym biurze, do którego nie jeden z nas jutro pójdzie.
"w przeciwieństwie do "Biblii szatana", którą mam stale pod ręką, bo La Vey pisze"
LaVey, nie La Vey.
"Widzę, że te tematy są Pani bliskie."
Ktore/jakie tematy? tyle ich pan wrzuca do jednego wora (wraz z komentatorami Pana bloga), ze trudno sie polapac.
W jakimś sensie piekło zapewne istnieje, ale w formie dla nas trudnej do wyobrażenia. Lektura Pisma Świętego nie pozostawia złudzeń: życie godziwe - w przeciwieństwie do łajdactwa - ograniczy jakieś przykrości, może ekstremalnie dolegliwe, jakie grzeszników czekają po śmierci. Ale tylko jeden grzech dyskwalifikuje człowieka definitywnie: odwrócenie się od Boga na Sądzie Ostatecznym.
Pozdrawiam
Miałem wczoraj dużo zajęć, które uniemożliwiły mi odniesienie się do wszystkich Państwa wypowiedzi. Żadnej z nich nie lekceważę, wszystkie czytam. Niekiedy nie odopowiadam, zwłaszcza wtedy, gdy zgadzam się z autorką lub autorem.
Wszystkich moich Czytelników i Komentatorów serdecznie pozdrawiam
Paweł Paliwoda
"... szatan, wychwalany jako mistrz wolności i samostanowienia."
---
Tak, tak, szatan ma tyle wspólnego z wolnością co liberalizm dlatego chyba to musi być ulubiona ideologia szatana. Tyle duszyczek nic mu nie jest w stanie dostarczyć.
Niech Pani zajrzy do "Biblii szatana" i odpowie na podstawie tamtejszej pisowni: czy pisze się razem czy oddzielnie? To samo w literaturze na ten temat. Ja piszę La Vey, chyba że mi Pani udowodni, że to błąd.
Oj, demoniczny to on tu jest! Cudownie oświetlany. Krótkie, groźne monologii. Robi naprawdę piekielne wrażenie.
Pozdrawiam
Wyraził Pan wątpliwość, że być może wszyscy bedziemy zbawieni.
Benedykt XVI odpowiada na Pana wątpliwość jednoznacznie w pierwszym zdaniu przytoczonego przeze mnie fragmentu jego encykliki:
"Wraz ze śmiercią decyzja człowieka o sposobie życia staje się ostateczna — to życie staje przed Sędzią".
Człowiek nie może nawrócic się po śmierci, gdy już widzi Boga bezpośrednio i wie co utracił. Jesli więc ktoś odrzucił Boga za życia, to po śmierci pozostaje mu juz tylko trwoga w obliczu NIEODWOŁALNOŚCI JEGO WŁASNEGO WYBORU DOKONANEGO NA ZIEMI.
Piekło, niestety, nie jest więc puste!
Piekło jest trwogą, jednak nie wynikającą z żalu za dokonane zło. Jest to trwoga przed tym, co człowieka czeka. Myślę, że różni ludzie, którzy już tam są (a są), oddaliby wszystko co jeszcze mieliby do oddania, żeby zamienić piekło właśnie w kocioł smoły. Jest tak z tej prostej przyczyny, że świadomość utraconego szczęścia i to nie na jakiś czas, choćby bardzo długi (tak jest w czyśćcu) a na nieskończoną wieczność, moze zatrwożyć każdego twardziela. Proszę sobie przypomnieć jakie męki się cierpi, nie mogąc być z osobą, ktorą się kocha - każdy czowiek to przerabia w sojej młodości. Teraz proszę podnieść to do potęgi nieskończonej i tak w nieograniczoności czasowej.
A'propos pustego piekła. Człowiek jest w stanie "wykręcić się" od odpowiedzialności przed Bogiem za największe zło jakie popełnił... dopóki jest w drodze. Miłosierdzie Boga działa kiedy człowiek żyje. Kiedy umiera - staje przed Sprawiedliwoscią Boga. Znam jeden przypadek Niemca, nazisty, mającego na sumieniu tysiące ludzkich istnień, skazanego przez Norymbergę na śmierć. Tuż przed powieszeniem zdążył krzyknąć "Boze przebacz". Zakładam, ze temu się jakoś udało - nie życzę mu aż tak źle. Nie słyszałem jednak, zeby wszyscy oprawcy tak postępowali. Stąd pozwolę sobie na sugestię, ze piekło jednak nie jest puste.
Cóż, być może to Pan ma rację. Ale w jedno nie mogę uwierzyć - że w do piekła trafia się na zawsze. Dla Stalina i Hitlera po miliardzie lat byłoby w sam raz. No i musieliby przejść głęboką przemianę duchową.
Pozdrawiam
Właśnie dlatego piekło jest trwogą, że trwa przez wieczność. Jakakolwiek możliwość "skrócenia" wyroku, lub choćby wyjścia "za dobre zachowanie" nawet za dziesięć miliardów lat, dawałaby niewyobrażalną nadzieję. A piekło właśnie na tym polega, że tam nie ma nadziei - w odróżnieniu do czyśćca, w którym nie jest lekko, ale przynajmniej jest to światełko w tunelu. Pozdrawiam
Niestety nie wiem, jaka wersje ksiazki Pan posiada. Jesli wersje angielska, to prosze sprawdzic na stronie dot. praw autorskich i wydania, zaraz po znaczku © - ktory powinien byc juz Panu znany - widnieje LaVey. Natomiast sama tresc ksiazki jest wydrukowana czcionka Georgia, dlatego wlasnie po V widac wieksza przerwe (niz przy uzyciu innych fontow), ale to nie jest spacja. Prosze sobie sprawdzic w MS Word, napisac LaVey i zmienic font z Times New Roman na Georgia, ew. inne czczionki, sprawdzic czy jest spacja miedzy La a Vey, albo napisac Lavey, itd.
dowod wizualny:
http://www.666books.com/ebay/satanicbibleavon1st.jpg
oficjalna strona Church of Satan:
http://www.churchofsatan.com/Pages/LaVeyBiography.html
(uwaga! znow czcionka Georgia, prosze sobie sprawdzic czy jest spacja miedzy La a Vey)
PS. tzw. Anton Szandor LaVey urodzil sie jako Howard Stanton Levey (nie Le Vey).
http://en.wikipedia.org/wiki/Anton_Szandor_LaVey
Pojęcie trwogi może mieć także wyraz twórczy i głeboki. Doświadczenie nicości, fikcji jaką jest fundowanie i samofundowanie się bycia bytów to fundament Heideggerowskiego bycia "pasterzem bycia". Trwoga to synonim śmiałego ujrzenia skończoności i absolutnej perspektywiczności naszego żywota. Owa skończoność w przypadku Heideggera jest swoistą drogą. Która nie jest etyczna ale przed etyczna. Wedle M.H. każda etyka porusza się w horyzoncie konkretnego historycznego phisis/bycia. Trwoga ujawnia cieżar stanowienia horyzontu bycia a więc wyprzedza etykę. Moze mocniej trwoga ujawnia, że świat się przez nas sam ustanawia. Pamiętajmy Heidegger szczególnie późny to zaprzezenie indywidualizmu i płaczliwego egzystencjalizmu.
Pana uwaga o liberałach o tyle nie jest trafna, iż Ci sa raczej synonimem nietzscheańskich ostatnich ludzi, a Ci się boją trwogi. Liberalna kultura to zaprzeczenie heideggerowsko, kierkegaardowsko- nietzcheańskiego wyzwania.
I ostatnia uwaga. Bóg objawia się poprzez trwogę, Rudolph Otto wskazuje w Świętości, iż obraz Boga to doświadczenie numinosum, misterium tremendum,
pozdrawiam
kiwaczek
dlatego wlasnie przed V widac wieksza przerwe
Prawdą jest, że szafarze trwogi muszą być ludźmi spoza świata rozróżnienia dobra i zła. Są to ludzie, którzy doświadczyli intencją istoty zła poprzez tak naprawdę nie wolność od Boga, ale zasad. Nie może być potępiony człowiek, który zasad się nie wyzbył. Twierdzę tak jako niewierzący. Człowiek dążący do uczynienia drugiemu piekła stawia się w roli Boga trwogi. Zaprzecza i swej skończoności (niedoskonałości), i idei Boga jakiego pan przedstawł Paliwoda. Ale nie każdy człowiek zły przeżywa na ziemi piekło i nie każdy na miarę człowieka dobry jest od piekła na ziemi wolny. Piekło przywoływanych rodzi się na styku ich świata wewnętrznego i świata ludzkiego. Pychą jest nie tylko wchodzenie w role bogów, ale i półbogów. To co się wyczynia jest bombastyczną promocją takich ludzkich ról. Pan Paliwoda, myśli, że może choć trochę współpracować z kimś kto chce być wobec kogoś Bogiem czyli panem trwogi. To wg wykładanych przez pana superostrych kryteriach pycha wyraźna.
Czy jest pan w stanie przyznać, że kieruje się imperatywem kategorycznym? Zostawmy Boga, bo jeśli mgławicową ogólną intencję (jako zgodną z wolą bożą) przedkłada pan nad IK zamiast choćby je zrównywać to jest pan kim? Pomyleńcem, głupkiem wioskowym w najlepszym przypadku. Zaprzeczy pan Pawle Paliwoda?
owa różnorakość bycia bytów, których pozorną stałość odczuwamy w zafałszowanej złudzie precepcji dnia codziennego, Heiddegger zaczerpnął z inspiracji arystotelesowskich. Tak więc możność "wytrzymania" w trwodze jako rodzaj noetycznego wzglądu w prawdy pierwsze ma bardzo zacny rodowód.
I nic wspólnego z mdłym Sartrem i innymi pseudofilozofami.
pozdrawiam i życzę mniej lęku przed skończonością kruchością i doświadczeniem nicości.
"w jedno nie mogę uwierzyć - że w do piekła trafia się na zawsze"
To sprzeczne z nauką Kościoła.
Poniewaz rozważania na ten temat musza opierać się na wierze (nikt z nas żyjących nie ma okazji tego sprawdzić osobiście), wiara w nieistnienie wiecznego piekła nie jest wiarą Kościoła katolickiego.
Kurz był w piekle, gdyż rozpatrywał swoje położenie w perspektywie doczesnej. W tej perspektywie jego zbrodnie (w imię nowego wspaniałego świata) były nieodwracalne. Był przerażony, gdyż uswiadomił sobie tę nieodwracalność. W identycznej sytuacji (jak sądzę) znajduje się człowiek po smierci, gdy wskutek odrzucenia Boga za życia, dowiaduje sie o nieodwracalnym, wiecznym potępieniu. Polecam sądy ostateczne, w których artyści usiłowali tę trwogę, o której mówił Kurz, pokazać językiem malarskim (a nie filmowym).
Polecam zwłaszcza dwie najsłynniejsze wizje sądu ostatecznego: Sykstyna (Michał Anioł) i Orvieto (Luca Signorelli) - zwłaszcza "Kazanie Antychrysta".
Może ktoś zaproponuje inne jeszcze przerażające malarskie wizje Sądu Ostatecznego?
Klocic sie nie mam o co, wiec napisze po prostu ze dla tego tekstu warto bylo dzis wejsc na S24. Wiecej takich tekstow a mniej o tym ze inni dziennikarze sa "gupi".
P.S. Przepraszam za brak polskich znakow diakretycznych. Jeszcze nie skonczylem konfigurowac swojego nowego systemu a jako ze owych znakow uzywam tylko na S24 to zostawiam je sobie na koniec.
Cieszę się, że nareszcie mam na swoim blogu prawdziwego - ufam - Kiwaczka. Poruszone przez Pana kwestie przemyślałem. Ale tylko jedna uwaga.
U Heideggera odkrycie beztożsamości, bez-bycia w istocie, jest trwogą mobilizującą. Ale ja nigdy nie dostrzegłem w opisach tego autora drogi prowadzącej do bycia prawdziwego, autentycznego. Heiddeger nie umie nas na takie pozycje skierować (i nie chodzi o żaden kodeks dla wszystkich, chodzi o autokonstytuowanie własnego ja-jako-prawdziwie-i-autentycznie-będącego).
A jego próba? Romans z NSDAP? Do końca życia nie potępił tamtych absurdalnych prób. Jego droga do nowej, prawdziwej tożsamości zakończyła się katastrofą.
Pozdrawiam
Wie pan, ja takim głupkiem wioskowym trochę jestem. Wszystko robię nie tak jak inni. Ale teraz muszę jeszcze przeczytać Pana tekst ponownie, żeby uchwycić istotę jego przekazu. Gdzie Pan studiował i co? Derridę, Adorno, leivinasistów? Ja mówię językiem prostym jak ów chłopek wioskowy. I czytelnicy chyba to doceniają.
To bzdurny dogmat o nieprzekładalności języków. Wittgenstein wspominał o możliwości mówienia jasnego? Pamięta Pan?
Pozdr.
Faktycznie figura Heideggerowska jest świetna ontologicznie ale jest bardzo kłpotliwa etycznie. Jadwiga Staniszis podbnie twierdziła porównując personalizm chrześcijański z filozfiami chińskimi, te pierwsze były świetne etycznie ale kiepskie ontologiczno-epistemologicznie, drugie odwrotnie. Z Heideggerem podobnie, samo beztożsamościowe bycie jest rewelacyjną figurą krytyczną ale podobnie jak w przy[adku Kartezjusza, Husserl roga negatywna wygrywa z pozytywna. Gelassensheit nie jest przecież rozwiązaniem. Dwuznaczniość Mistrza Eckharta jest symptoamtyczna, nieprzypadkowo ów mistyk nicości "wypadł" za burtę Kościoła Katolickiego.
Są próby wypracowania jakiejś etyki wychodzącej z Heideggera, Zimmermann idzie w stronę etyki ekologicznej. Z Heideggerem jest problem odbny jak z Adorno czy Foucaltem, odświeżający w warstwie krytycznej trudni w uzyskiwaniu odpowiedzi.
Figura uchwytywania migotania bycia bytu, sama w sobie może być postawą "etyczną" o tyle o ile pozwala dostrzec jaką odpowiedzialnością jest ustanawianie tego, co istnieje. Niestety wyśrubowana eyka panopowiedzialności łatwo obraca się w kwietyzm (vide Gelassenheit) albo bezmyślny ślepy decyzjonizm (vide akces M. H. do NSDAP)
pozdrawiam
w odnom gustnom tropiceskom lesu..., miło że wciąż kojarzy bajkę Uspieńskiego
przepraszam za nie, pośpiech myśli
Proszę najpierw wytłumaczyć co jest wyrażone dla pana nieprosto i niejasno? Zasłania się pan rozmową o filozofach. Proszę najpierw odpowiedzieć czy nie mam racji co do pańskiej rzekomej niesprzeczności chyba przesłań, a nie przesłania. Głupkiem wioskowym nazwałem pana odrobinkę sarkastycznie, ale bardziej dosłownie. Pan odebrał to do wykształcenia rzeczywiście? I tu widzę element nieszczerości.
Więc panie Paliwoda, czy nie jest pan przypadkiem klinicznym nie potrafiącego obronić tez pod naporem kontrargumentów? Proszę zostawić temat współpracy i choć wyłożyć jakoś swój katolicyzm teoretycznie.
pzdr
Panie Pawle,
Piekło istnieje. Dokładnie tak jak prawda. Ta prawda tłumaczy twarde stanowisko kościoła w wielu sprawach. Ci, którzy mylą się tylko trochę trafiają do czyśćca.
Moim zdaniem jedna z najbardziej bliskich prawdzie ziemskich wizji piekła jest przedstawiona w filmie 'Między piekłem a niebem' (What Dreams May Come) - 1998. Chociaż ja bym zrobił film bez happy endu.
Pozdrawiam,
Ufff....
Odetchnalem :)
Serwuje nam Pan obrazy filmowo-powiesciowe... czyli cos, co autorzy tych projekcji mysli chcieli nam akurat zaprezentowac.
Za kazdym razem punktem wyjscia jest to, ze Bog istnieje, co implikuje pokazanie porazki kogos, kto z Bogiem chce sie zmierzyc w sensie konfrontacyjnym....
Ale takie podejscie, takie przedstawienie tej wizji mozna miec tylko, gdy wyjsdzie sie z okreslonego zalozenia - ze Bog istnieje...
Nikt z obecnych tak na doba sprawe nie widzial 'zla', nie obcowal z nim w jego czystej postaci...
Nie wiemy wiec, czym sie konczy porazka zla... Zalem, strachem, zloscia... A moze porazki zla jako takiego nie ma? Jest tylko jego trwanie jak w "Adwokacie diabla"?
Wraz z Kiwaczkiem przerzucacie sie Panowie tezami i ich kantrami w dzielach ludziej mysli...
Tylko ze nadal z tego nic nie wynika - nadal mamy tylko okreslone tezy, ktore swoj poczatek maja w pytaniu: Bog jest czy go nie ma?
Co ciekawe, ciagle siegacie Panowie do literatury, ktora na bazie tego Boga i wiary w niego wyrosla (w sensie kregu kulturowego).
Wiec to jest ciagle krecenie sie w kolko jak smigla helikopterow przy akompaniamecie Wagnera....
piekło to przede wszystkim rozpacz połączona z pełną paletą wszystkich negatywnych emocji
nienawiścią do Boga i wszystkich bytów
gdyby ci którzy odrzucili Boga byli zdolni do żalu ,nie byliby w piekle
p.s. niestety piekło nie jest puste
jeśli Nowy Testament nie jest wystarczająco przekonywujący wystarczy poczytać mistyków