chabazyt - Chabazyt jest kruchym minerałem. Jego kryształy dochodzą do 2,5 cm długości a będąc romboedryczne są też często zbliźniaczone i tworzą osobniki o soczewkowatym kształcie, tak zwane phakolity. Znajdowany jest najczęściej w bazaltach i melafirach. Używa się go w przemyśle przy oczyszczaniu różnych gazów. Jest rozpowszechniony w wielu krajach całego świata a w Polsce można go znaleźć na Dolnym Śląsku oraz w Tatrach i Pieninach. Znajdowany jest też m.in. w Nowej Szkocji (Kanada) i w Kalifornii (USA) a także i w Chile.
Chac - Bóg deszczu i płodności ziemi oraz chakowie, bóstwa deszczu związane z 4 stronami świata, opiekunowie pól uprawnych i roślinności. Bacabowie to czwórka bogów podpierających niebo, związanych z 4 kierunkami świata, i zapewniający pomyślność ludziom.
Chaca - Indianie z peruwiańskiej prowincji Angara. Zwani są też często jako Indianie Angara. Podbici przez Indian Chanca i wcieleni w skład państwa Inków.
Chacahuaxtli - Indianie meksykańscy.
Chacmecra - Indianie brazylijscy.
Chachapoya - lub Huanca; Indianie peruwiańscy z prowincji Angara, podbici przez Indian Chanca i wcieleni w skład państwa Inków.
Chachique - Indianie wenezuelscy.
Chachopo - Indianie wenezuelscy.
Chachu - Indianie wenezuelscy.
Chacobo - Indianie boliwijscy.
Chacopata - Indianie wenezuelscy.
Chacriaba - Indianie brazylijscy.
Chaguan - Indianie wenezuelscy.
Chakchiuma - Plemię mówiące dialektem Choctaw-Chickasaw. Pierwotnie żyło przy rzece Yazoo w Missisipi. W roku 1699 stali się prawdopodobnie bardziej znani jako plemiona Yazoo.
Chakwayalham - Letnia Wioska; dawna wieś Indian Wahkiakum leżąca w pobliżu skały Pillar nad rzeką Columbia w Oregonie.
chalcedon - Znajduje on zastosowanie w jubilerstwie oraz w przemyśle artystycznym. Jest skrystalizowaną odmianą kwarcu. Tworzy zazwyczaj zaokrąglone bryły, czasem występuje w groniastych skupieniach. Barwa jego najczęściej kształtuje się między białą a szarą, ale spotyka się też minerały czerwone, brązowe lub czarne. Odmianą chalcedonu jest krzemień.
W Polsce największe wystąpienia chalcedonu są w permskich skałach wulkanicznych Dolnego Śląska.
Obecnie głównym dostawcą chalcedonu jest Brazylia i Urugwaj. Znajdowane tam okazy zawierają inkluzje cieczy - pozostałość pierwotnego roztworu. Takie okazy znane są pod nazwą "enhydros".
Pod Wężową Skałą, znajdującą się w kompleksie Machu Picchu odnaleziono m.in. złamany, chalcedonowy nóż.
Przebywając, pracując i biorąc udział w pokazach w muzeum Ishi, ostatni Indianin Yahi, często wyrabiał z chalcedonu różnego rodzaju narzędzia oraz wszelkiego rodzaju broń.
Chalcedon był symbolem jednego z 18 miesięcy kalendarzowego roku Indian Maja. Indianie ci twierdzili, że osoby urodzone w tym okresie nie interesują ich przyziemne sprawy, wolą zajmować się prawdziwymi problemami. Szukają duchowych przywódców. W kontaktach partnerskich nie zwracają uwagi na pochodzenie i majątek - najważniejsze dla nich jest zrozumienie. Nie są wierne. Chcą za wszelką cenę zachować niezależność. Jako matki mają lepszy kontakt ze starszymi dziećmi, z którymi mogą dzielić swoje zainteresowania.
Przeświecający chalcedon niebieski, niekiedy niesłusznie nazywany niebieskim chryzoprazem, wzmaga tworzenie mleka u karmiących matek. Kamień ten pośredniczy w przekazywaniu energii okolicom gardła i szyi. Leczy chrypkę i nadaje piękny ton głosowi. Przy skaleczeniu powoduje szybkie krzepnięcie krwi.
Pozwala trzymać na wodzy temperament, uspokaja wewnętrznie. Pomaga przezwyciężyć zahamowania związane z wyrażaniem się. Trzymany w dłoni chalcedon podczas rozmowy zapobiega nieporozumieniom związanym z formułowanie zdań. Daruje nam opanowanie, oddala awanturniczość i gniew, uspokaja umysł i działa jako ochrona przeciwko hipnozie.
chalchihuitl - Chalchihuit to aztecka nazwa kamienia o zielonej barwie. Dosłownie znaczy to: okrągły przedmiot z otworem w środku. Mógł to być szmaragd, jadeit itp. Jest to też zarazem symbol rzeczy drogocennej - krwi ludzkiej. Od nazwy tej wywodzi się też imię jednej z bogiń panteonu azteckiego - Chalchiuhtlicue (Czalcziutlikue) Tej W Spódnicy Z Zielonego Kamienia, patronki wody.
Bernal Diaz del Castillo w swoim "Pamiętniku żołnierza Korteza" tak oto zacytował słowa Montezumy:
"Dam wam również kilka drogich kamieni, abyście mu (królowi Hiszpanii) posłali w moim imieniu, są to chalchiuis; nie mogą one być przeznaczone dla nikogo innego, tylko dla waszego wielkiego władcy, a każdy kamień wart jest dwie wagi złota."
W innej części tegoż samego pamiętnika czytamy:
"Zebrali dwa okręty, a w nich sztaby złota wartości pięćdziesięciu ośmiu castellanos, zabrali też skarbiec, zwany skarbcem Montezumy i Guatemuza, jako dar dla wielkiego cesarza. Było tam wiele klejnotów bardzo bogatych, perły tak wielkie jak orzeszki, liczne chalchiuis - kamienie drogie jak szmaragdy, niektóre tak wielkie, jak dłoń (...)"
Chaliva - Indianie panamscy.
chalkantyt - Chalkantyt jest uwodnionym siarczanem miedzi. Jego dobrze znane, niebieskie kryształy po odwodnieniu, rozsypują się w jasny proszek. Powstaje w strefie utleniania złóż miedzi. Duże ilości tego minerału znaleziono w Chile i USA - Arizona, Kalifornia, Montana, Nevada, Nowy Meksyk. Występuje także w Polsce.
chalkopiryt - Chalkopiryt jest ważnym surowcem mineralnym. Stanowi najpospolitszą i eksploatowaną w największych ilościach rudę miedzi. Tworzy nieregularne bryły, czasem kryształy. Kolor metaliczno-żółty, może też być matowy czy mienić się różnymi barwami (jak plama oleju na wodzie). Znajdowany bywa w różnych skałach wulkanicznych i metemorficznych.
Do najważniejszych miejsc występowania chalkopirytu zaliczyć można m.in. Sudbory leżące w kanadyjskim Ontario. Występuje też w Montanie, Arizonie, Kalifornii, Nevadzie, Nowym Meksyku i Pensylwanii (USA). W Polsce występuje w złożach Lubina i w wielu miejscach w Sudetach.
chalkozyn - Minerał występujący zazwyczaj w mieszaninach mineralnych, tworząc wraz z bornitem wspólne nagromadzenie złożowe. Barwa szara. Występuje w postaci kryształów o pokroju tabliczkowatym lub słupkowym. Największe znalezione jego okazy pochodzą z kopalni Anacanda w Butte (USA).
Challcuchima - Wuj Atahualpy, dowodził jego wojskami. Od chwili ujęcia w niewolę Atahualpe, pozostawał w niepewności. Nie powziął żadnego planu uwolnienia władcy, a nawet nie wiedział czy on by sobie tego życzył.
Gdy później wybuchło powstanie, podejrzenie padło na znajdującego się w niewoli wodza Chalcuchima. Pizzaro oskarżył go o spisek, grożąc, że jeśli nie nakłoni Peruwiańczyków do złożenia broni i natychmiastowego poddania się, to zostanie żywcem spalony. Znacznie później Pizzaro i tak spełnił swoje groźby.
Chama (2) Migurian
Chama (1) - Indianie boliwijscy.
Chamacocoan Zamucoan
Chamacoco Bravo Tumereha
Chamacoco Manso (1) Ebidoso
Chamacoco Manso (2) Horio
chamaedorea ernesti-augustii - (Chamaedorea ernesti-augusti); pochodzi z Meksyku i Ameryki Środkowej. Jest małą palmą o cienkim pniu. Jej liście mają dwa wierzchołki, a niepozorne kwiaty zebrane są w jeden rozgałęziony kwiatostan.
Chambioa - Indianie brazylijscy.
chamecereus - (Chamaecereus Br. et R.); jedyny gatunek tego kaktusa z północnej Argentyny, Ch. silvestrii, należy do najbardziej rozpowszechnionych roślin tej rodziny. Jasnozielone pędy, długości i grubości palca, tworzą gęste krzaczki. Na wiosnę wydaje piękne, żywo czerwone kwiaty.
Chamelteca - Indianie meksykańscy.
Chamichuna - Indianie brazylijscy.
Chamicura - Indianie peruwiańscy.
Chamula Tzotzil
Chana (1) Layana
Chana (2) Guana
Chana (3) - Indianie argentyńscy.
Chana-Mbegua - Indianie argentyńscy.
Chana-Timbu - Indianie argentyńscy.
Chanapata - Kultura peruwiańska występująca przed Inkami. Był to lud raczej pasterski a z pewnością nie myśliwski. Pozostawiona po tej kulturze ceramika obejmuje naczynia gładzone, czarne z nakładanymi i nacinanymi wzorami z motywami przeważnie geo- i zoomorficznymi. Naczynia przeznaczone do gotowania mają czasami wzory punktowe. Typowe są płaskie talerze oraz miski o prostych ściankach z mocno zgrubionymi brzegami. Znaleziono też garnki czerwone z prostymi, geometrycznymi i białymi wzorami. Znaleziono też przedmioty z obsydianu i figury z gliny, przedstawiające ludzkie postacie.
Zmarli tej kultury grzebani byli w kucznej pozycji siedzącej. Stwierdzono, że do grobów nie wkładano żadnych przedmiotów.
Chanca - Indianie peruwiańscy, których przedstawiciele wierzyli, że przodkowie ich wyszli z jeziora Choclococha leżącego w okolicy Castrovirreina, w pobliżu prowincji Vilcas. Na początku XV wieku przepędzili lud Quechua do prowincji Andahuayla. Brali udział w podbojach dokonywanych przez państwo Inków (kierowane przez Capaca Yupanqui,) dowodzeni przez Ancoallo.
Chancay - Kultura peruwiańska odkryta w dolinach Chancay, Rimac i Ancon. Ceramika tej kultury wykonana jest z cienkiej porowatej, czerwonej lub pomarańczowej gliny. Wykonywano ją zasadniczo w kształcie pucharów i naczyń o wydłużonej, kulistej formie z długą szyjką na której często znajdowało się wyobrażenie twarzy ludzkiej, oraz dwa uchwyty. Motywy zdobnicze były przeważnie starannie malowane czarnym lub ciemnobrązowym kolorem na białym tle i przedstawiały małe ptaki i zwierzęta, oraz motywy geometryczne w postaci szeregu kropek, wężyków i czworokątów różnego rodzaju a także szerokich, wąskich lub zgrupowanych pasków.
Chanco (1)- Indianie kolumbijscy.
Chanco (2) - Indianie peruwiańscy.
Chandule Guarani
Chane (1) - Indianie boliwijscy.
Chane (2) - Indianie brazylijscy.
Chaneabal Tojolabal
Chaneabaloid Tojolabal
Changina Changuena
Chango - Indianie chilijscy.
Changuena - Indianie panamscy.
Chao - Indianie peruwiańscy.
Chapa Zapa
Chapacura - Indianie boliwijscy.
Chapan - Indianie kolumbijscy.
Chapara - Indianie wenezuelscy.
Chapra Zapa
Chaque - Indianie wenezuelscy.
Charaque - Indianie wenezuelscy.
Chararana Echoaladi
Charca - Indianie boliwijscy.
Charcowa - Prawdopodobnie grupa czinukańskiego plemienia Clowwewalla, którą w 1806 roku Lewis i Clark napotkali na zachodnim brzegu Willamatte w Oregonie, tuż ponad wodospadami. Liczba ich wynosiła wtedy 200 osób.
Charrua - Indianie urugwajscy.
Chasta-Costa - Indianie z Północno-Zachodniego Wybrzeża Pacyfiku, żyjący na środkowym wybrzeżu Oregonu. Zaliczani do atapaskańskiej rodziny językowej. Żyli w prostokątnych domach budowanych z desek. Utrzymywali się z połowu ryb. W 1970 roku liczyli 30 osób.
Chasutino - Indianie peruwiańscy.
Chatino - Indianie meksykańscy.
Chato - Indianie hondurascy.
Chatot - Plemię żyjące pierwotnie (w XVIII wieku) koło Mobile Bay w Alabamie.
Chauanaua - Indianie brazylijscy.
Chaui Chayahuita
Chaupinamca - W mitologii Inków bogini burzy, deszczu i płodności była, córka Hanan Maclla i Inti, siostra Pariacaki i 4 bogiń zwanych chaupinamekami (w praktyce były one zwielokrotnioną Chaupinamcą). Ku jej czci odbywało się trwające 5 dni święto urodzaju, podczas którego tańczono (nago lub prawie nago), śpiewano, pito duże ilości piwa i składano ofiary z liści koki i licznych zwierząt. Przed rozpoczęciem uroczystości kamienny posąg bogini (a także jej 4 sióstr) obmywano niewielkimi ilościami piwa.
Chavante - Indianie brazylijscy.
Chavin - Zmarłych tej kultury grzebano bezpośrednio w ziemi, w jamach o głębokości od 80 cm do 2 m przy czym kształt otworu zależny był od pozycji w jakiej chowano zmarłego. Najczęściej spotyka się pozycję kuczną, z głową zwróconą na lewo względnie prawo lub też pochyloną na piersi. Czasem też układano zmarłych na wznak, na boku lub też na brzuchu. Razem ze zmarłymi kładziono do grobów naczynia mające przeważnie charakter kultowy, choć często zawierały one pożywienie. Nierzadko dawano je do rąk zmarłym. Większą część ofiar dawanych zmarłym stanowiły rzeźby upodabniające bóstwa, zwłaszcza o kształcie pumy, ale także były to figury kondorów i węży.
Przedstawiciele kultury Chavin do wyrobu ceramiki używali gliny z domieszką gruboziarnistego piasku. Najbardziej rozpowszechnioną i charakterystyczną formą naczyń są dzbany z szyjką w kształcie strzemienia, naczynia kuliste oraz naczynia o kształcie butelki. Wzory nacinane opierają się przede wszystkim na takich motywach geometrycznych jak linie proste i równoległe, kąty, zygzaki, prostokąty, trójkąty. Znaleziono również wiele drobnych przedmiotów rzeźbionych z kamienia, kości i muszli. Są to przeważnie amulety, paciorki, kolczyki, małe figurki a nawet lusterka wykonane z antracytu. Sposób, w jaki wykonywano tego rodzaju artystyczne rzemiosło, nie zostały jeszcze dokładnie ustalone.
Tkaniny znalezione w grobowcach są dosyć proste, szorstkie i często niewykończone. Tkano je w prosty, nierówny sposób.
Budowle były wznoszone z kamienia, z adobe i z mieszaniny obydwu środków.
Pozostałością po tej kulturze są ruiny ośrodka zwanego Chavin de Huantar.
Chavin de Huantar - Ruiny pozostałe po kulturze Chavin, będące najprawdopodobniej ośrodkiem ich kultu. Zachodnią część tych ruin tworzą trzy budowle o łącznej długości około 150 metrów. W południowej części znajduje się duży budynek zwany Castillo. Odnaleziono tu rzeźby koliste, ograniczone się wyłącznie do przedstawienia głów starych ludzi ze zmarszczkami i nacięciami na policzkach, oraz głów kocich z obnażonymi kłami. Rzeźby te posiadają z tyłu zakończenia listwowe, służące do ich umocowania w murze. Są one do siebie bardzo podobne i tylko dodatkowe szczegóły przestawiają kondory, węże lub ryby. Dekoracje na odnalezionych tam odłamkach naczyń składają się przeważnie z nacięć oraz wszelkiego rodzaju wzorów plastycznych. Odłamki te, koloru czarnego, brązowego i czerwonego, są polerowane. Ozdoby naczyń wskazują takie wzory geometryczne jak koła, trójkąty, prostokąty, kwadraty oraz linie proste, łamane i zakrzywione. Były to przeważnie naczynia o szerokich otworach, których brzegi wyginały się na zewnątrz lub do wewnątrz, o brzuściach nieznacznie wypukłych, z płaską lub zaokrągloną podstawą.
chay - Chay to kamień krystaliczny z którego Indianie wyrabiali broń a szczególnie noże ofiarne, jak napisano w "Recordacion Florida" (Fuentes y Guzman). Nie wydaje się, że nazwą tą mógł być określany obsydian, ale mogła to być jedna z jego odmian.
Obecnie w języku potocznym chay oznacza odłamki szkła.
Chayahuita - Indianie peruwiańscy.
Chayma - Indianie wenezuelscy.
Cheaque Quehache
Chebero - Indianie peruwiańscy.
Chechehet Het
Chedua - Indianie peruwiańscy.
Chehalis - Indianie Północno-Zachodniego Wybrzeża, z zachodniej części stanu Washington. Należą do saliszańskiej rodziny językowej. Żyli w prostokątnych domach budowanych z desek. Utrzymywali się głównie z połowu ryb.
Rezerwat Indian Chehalis, leżący na waszyngtońskim półwyspie Olympic, liczył 777 osób w 1985 roku. W skład plemienia wchodzą ci członkowie Indian Chinook, którzy przyłączyli się do Indian Chehalis po epidemii 1829 roku i przyjęli ich język.
Cheiru - Indianie z Brazylii i Paragwaju.
Chejende - Indianie wenezuelscy.
Chelan - Indianie Północno-Zachodniego Wybrzeża z północno-środkowego stanu Washington. Zaliczani do saliszańskiej rodziny językowej. Mieszkali w prostokątnych domach wznoszonych z desek. Utrzymywali się głównie z połowu ryb.
chełpia ciernista kleoma kolczasta
Chemekum - Indianie Północno-Zachodniego Wybrzeża Pacyfiku z Puget Sound. Zaliczani do saliszańskiej rodziny językowej. Mieszkali z prostokątnych domach wznoszonych z desek. Utrzymywali się głównie z połowu ryb.
Cheminaua - Indianie brazylijscy.
Chenowitha - Indianin Chinook. Zabity po powstaniu z lat 1855-58.
Chepo - Indianie panamscy.
Cherembo - Indianie z Ekwadoru i Peru.
Cherente - Indianie brazylijscy.
Cherokee- Lud irokeski, i to największy, najliczniejszy w irokeskiej rodzinie językowej. Mimo to nigdy nie przystąpili do Ligi Indian Iroquois. W odróżnieniu od swych dzielnych, wojowniczych krewnych z północy, nade wszystko miłowali pokój.
U Indian Cherokee znaleźć można szczególnie wiele przykładów symbolicznego wykorzystania liczby siedem. Zgodnie z mitami tego plemienia ludzie są potomkami orłów i przybyli na ziemię z nieba. Dlatego po śmierci muszą przebyć siedem firmamentów niebieskich, tzw. Siedem Wzniesień, aby powrócić do miejsca poczęcia. Dawny czirokeski dom narad składał się z siedmiu boków symbolizujących siedem firmamentów niebieskich. W ciągu roku urządzano siedem głównych ceremonii religijnych, ale siódmą tylko co siedem lat. Najświętszą formułę modlitewną, tzw. modlitwę poczęcia życia, powtarzało siedmiokrotnie siedmiu przedstawicieli siedmiu klanów Indian Cherokee przez siedem kolejnych poranków. Indianie ci dzielili dobę na siedem przedziałów czasowych. Święta fajka palona podczas narad plemiennych przez przedstawicieli siedmiu klanów posiadała siedem otworów. Ognisko w domu narad rozpalano siedmioma gatunkami drewna. Indianie Cherokee rozróżniali siedem podstawowych kolorów, z których każdy miał symboliczne znaczenie: biały oznaczał szczęście i pokój; czerwony - zwycięstwo w walce, czarny - rozpacz, śmierć i brak nadziei; niebieski - zimny wiatr z północy, nieszczęście lub samotność; brązowy - środek Ziemi, moc magiczną i stan równowagi; żółty - nadprzyrodzoną siłę oraz szlak wiodący przez siedem firmamentów; zielony - życie.
Wśród arsenału broni używanych przez Indian Cherokee znalazły się i dmuchawki wyrabiane przez nich z trzciny lub drewna. Strzałki do dmuchawek robiono z cienkich gałązek zaostrzonych na jednym końcu, a na drugim owiniętych bawełną, puchem ostu lub jakimś innym materiałem.
Mniej więcej do końca XVII wieku mieszkali w dzisiejszej Wirginii, w obydwu Karolinach, w Alabamie, z zwłaszcza w Georgii, zajmując szeroki pas od gór po brzeg oceanu. Poczynając jednak od roku 1721, kolonizatorzy stale wypierali Indian Cherokee i zmniejszali ich terytorium.
Podczas wojny z Francuzami Indianie Cherokee trzymali początkowo stronę Anglików, lecz postęp angielskich osiedli oraz niesprawiedliwe i pogardliwe traktowanie zmieniło ich nastawienie. Kiedy zaczęli się mścić za barbarzyńskie postępki amerykańskich pionierów i odmówili wydania żądanych ludzi, gubernator Południowej Karoliny w listopadzie 1759 roku uwięził delegację kierowaną przez Oconostotę przybyłą podtrzymać pokój, mówiąc że sam zaprowadzić może spokój w kraju Indian Cherokee. Attacullaculla wymienił Oconostotę na jednego z żądanych morderców a kiedy gubernator Littleton powrócił z bezowocnej wyprawy, młody wódz obległ Fort Prince George w górnej Północnej Karolinie. Wezwał na rozmowę i zastrzelił komendanta fortu, porucznika Cotymorę, za co załoga wymordowała wziętych na zakładników wodzów czirokeskich. Oconostota wpadł później na pograniczne osiedla Karoliny a Indianie Cherokee z gór zdobyli Fort Louden w Tennessee. Pułkownik Montgomery na czele 1600 ludzi zdjął oblężenie z Fortu Prince George i zniszczył dolne wsie Indian Cherokee, a później ruszył na pomoc fortowi Louden, lecz musiał się cofać po zaciętej walce. Po wojnie Oconostota został pokojowym wodzem narodu. W 1768 roku wyruszył do Nowego Jorku, gdzie podpisał układ kończący odwieczną wojnę Indian Cherokee i Iroquois. W 1776 roku urządzili wielką wyprawę na osiedla Waauga i Holston. Walka o rodzinną ziemię, która skłonił Indian Cherokee w poprzedniej wojnie do opuszczenia Brytyjczyków n rzecz Francuzów sprawiła, że podczas rewolucji poparli sprawę brytyjską przeciw Amerykanom. Plemię ucierpiało srodze w tym starciu i pod koniec Oconostota przekazał swój urząd swemu synowi Tuksi, Żółwiowi. Zmarł w roku 1783.
W roku 1791, gdy Cherokee utracili większość swych ziem, rząd Unii zawarł z nimi umowę, w której zagwarantował nienaruszalność gruntów, jakie im jeszcze pozostały. Jednakże już trzy lata później ów "obowiązujący na wieczne czasy" układ został unieważniony i rząd Stanów Zjednoczonych narzucił Indianom Cherokee następną umowę, na mocy której plemię znów straciło znaczną część swego terytorium. Ale plemię odznaczające się wyjątkowym wprost poczuciem szacunku dla danego słowa i dla litery prawa (sami dali się też poznać jako znakomici prawodawcy) - przystali również na tę umowę. I wiernie jej przestrzegali. Na niewielkim obszarze, jaki im jeszcze pozostał, powstrzymali się od wszelkich działań zbrojnych. Lata pokoju ten utalentowany lud wykorzystał na szybki rozwój gospodarczy. Na swych terenach Indianie Cherokee pozakładali własne szkoły, swoje pola uprawiali lepiej niż osadnicy europejscy, co więcej zaś - osiągnęli bardzo wysoki poziom kultury. Wydali także wielu wybitnych działaczy kulturalnych. Jeden z nich, wódz Sekwoja, opracował nawet czirokeski sylabariusz. Sekwoja bowiem, który przez wiele lat stykał się z białymi, sądził, że podstawą władzy Europejczyków i siły europejskiej cywilizacji jest właśnie pismo. Więc ułożył własne pismo sylabiczne. Składa się ono z 85 znaków. Projektując je Sekwoja wykorzystał częściowo litery alfabetu łacińskiego. Wkrótce (w roku 1828) zakładają pierwszą czirokesko-angielską gazetę: "Cherokee Phoenix". Po pierwszej następują inne, pisane już tylko w języku Indian Cherokee, jak np.: "Cherokee Messenger" (1844), "Cherokee Almanach" itd. O ile fanatycznie rasistowskim osadnikom w Georgii, gdzie na początku XIX wieku mieszkała większość Indian Cherokee, przeszkadzał swego czasu zbrojny opór Indian, o tyle sukcesy gospodarcze i rozwój kulturalny tego ludu dosłownie doprowadzały ich do szału. Lokalne władze w Georgii i w sąsiednich stanach zaczęły więc wywierać nacisk na rząd federalny w Waszyngtonie, żeby Indian z tych stanów po prostu wygnał. Co też ostatecznie zrealizowano w, 1829 r., gdy w fotelu prezydenckim w Białym Domu zasiadł zajadły indianobójca, Andrew Jackson. Indianie Cherokee byli pierwszymi Indianami Ameryki Północnej, którzy opracowali własną konstytucję i zastąpili dawne rady plemienne wybieralnym dwuizbowym parlamentem! Uchwalili też szereg ustaw, z których zestawili kilka kodeksów. Teraz zaś władze Unii i stanu Georgia unieważniły te ustawy i zamierzały Indian Cherokee wypędzić. Wódz plemienia, John Ross, zwrócił się przeto do prezydenta Stanów Zjednoczonych, odwołał się też do Sądu Najwyższego. Ale wszystko na próżno: Cherokee posiadali przecież jeszcze 7 000 000 akrów znakomicie uprawianej ziemi - a tej szkoda było pozostawić w rękach Indian! W dodatku na terenach czirokeskich znaleziono złoto! Teraz już nic nie pomogło. Władze opracowały "układ" stanowiący, że Indianie Cherokee wszystkie swe grunty - owe siedem milionów akrów - przekazują rządowi za cztery i pół miliona dolarów. Akr ziemi za kilkadziesiąt centów! Ale to jeszcze nie wszystko. Czerwonoskóremu nie można przecież dawać pieniędzy do ręki! Cherokee nie otrzymają więc należnej im sumy, lecz zostanie ona zdeponowana w kasie skarbu państwa! Zaaranżowano "ogólnoplemienne" zebranie, na którym stawiło się zaledwie czterystu z 17 000 członków plemienia. I to "ogólnoludowe zgromadzenie" oszukańczą umowę zatwierdziło. Indianie Cherokee jednak nie przyjęli jej do wiadomości. Dopiero w trzy lata później przyszło im odczuć siłę "prawa". Do akcji przeciw nielicznym czirokeskim rolnikom rusza wielka, dobrze uzbrojona armia pod dowództwem znanego generała Winfielda Scotta: zajmuje jedna wieś za drugą, a schwytanych Indian skupia w obozach jenieckich. Zgromadziwszy tam wszystkich Indian Cherokee, wojsko pognało ich z Georgii na wyznaczone dla nich "Terytorium Indiańskie", rozciągające się na pustym w owym czasie amerykańskim zachodzie, za Missisipi. Podróż 14 000 Indian nad Missisipi trwała przeszło pół roku, a 4000 uczestników tego marszu śmierci - przeważnie dzieci - zginęło podczas wędrówki.
Minerał, zwany kamienną różą, jest symbolem stanu Oklahoma. Legendy Indian Cherokee mówią, że kamienne róże to zastygła krew bohaterów i łzy dziewic które przeszły Szlak Łez.
Obserwując losy tego ludu indiańskiego Ameryki Północnej, pamiętajmy, że stopniowo odebrano Indianom Cherokee 81 milionów akrów ziemi uprawnej. Do roku 1866 narzucono im kolejno dwadzieścia cztery umowy o cesji gruntów, a każda z nich była "definitywnie ostatnia i obowiązująca obie strony po wsze czasy".
W 1963 roku powstało Towarzystwo Historyczne Narodu Cherokee.
W 1980 roku ich liczebność szacowano na 232080 osób a w roku 1990 - 369035.
Dziś dzieła sztuki Indian Cherokee obejrzeć można m.in. w Muzeum Okręgu Coo-Y-Yah znajdującym się w oklahomskim mieście Pryor. Adres:
Coo-Y-Yah Museum
P.O. Box 969
Pryor, OK 74362
W dniach od 3 czerwca do 2 września w amfiteatrze oklahomskiego miasta Tahlequah odbywa się w porze wieczornej przedstawienie dramatyczne zatytułowane "Szlak Łez". W programie są wspaniałe pokazy i tańce oraz przedstawienie długiej podróży odbytej krytymi wozami przez Indian Cherokee ze wschodniego wybrzeża na Terytorium Indiańskie. Tak przestawiana historia zaczyna się w 1838 roku a kończy w roku 1907, kiedy to powstał stan Oklahoma. Pokaz organizowany jest przez Centrum Pamięci Indian Cherokee którym opiekuje się Towarzystwo Historyczne Narodu Cherokee.
Centrum Pamięci Indian Cherokee ma też pieczę nad znajdującym się również w Tahlequah fascynującym kompleksie kulturowym w skład którego wchodzi Muzeum Narodu Cherokee. Jest ono jednym z najnowocześniejszych tego rodzaju obiektów w USA. Prezentowana jest w nim cała historia Indian Cherokee. Do Muzeum przylega zrekonstruowana w najdrobniejszych szczegółach mała wioska Tsa-La-Gi, pochodząca z XVII wieku. Obsługiwana jest ona przez samych Indian Cherokee prezentujących na żywo garncarstwo i koszykarstwo swych przodków. Poza tym Centrum Pamięci Indian Cherokee gromadzi interesujące publikacje o swym plemieniu. Posiada plany i opracowania dotyczące rozmieszczenia Indian Cherokee w różnych okresach historycznych wraz z wykazami ważnych przedstawicieli i wybitnych członków Narodu.
Centrum prowadzi także Ogród Botaniczny w którym rosną rośliny i drzewa stosowane tradycyjnie przez Indian Cherokee do celów spożywczych, użytku codziennego i medycyny. Prowadzone jest również Narodowe Archiwum Indian Cherokee posiadające dokumenty, pisma, książki i inne materiały dotyczące historii i rozwoju Indian Cherokee. Centrów prowadzi również serie wykładów i odczytów o kulturze i historii swego Narodu. Utrzymywana jest także Ho-chee-nee, Pamiątkowa Kaplica Szlaku Łez. Jeszcze pod koniec XX wieku Centrum publikowało kwartalnik THE COLUMNS i rocznik TRAILS OF TEAR DRAMA PROGRAM. Adres:
Cherokee Heritage Center
P.O. Box 515
Tahlehquah, OK 74465
USA.
Cheroznhaka - Nazwa własna Indian Nottoway.
Cheta Ivapare
Chetco - Słowo to oznacza "Blisko ujścia strumienia" i jest nazwą kilku dawnych wiosek atabaskańskich stojących po obydwu stronach rzeki Chetco w Oregonie.
Chewelah - Indianie ze wschodniego stanu Washington. Zaliczani do saliszańskiej rodziny językowej. Mieszkali w półziemiankach. Utrzymywali się głównie z połowu ryb i polowania.
Cheyenne - Jedno z 11 głównych plemion indiańskich na zachodnich Równinach. W języku Indian Dakota zwani byli Sha hi'ye. Sami zwali siebie Tsis tsis'tas (lub Dis-tis-stahts), co oznaczało "ludzie". Należeli do algonkińskiej rodziny językowej. Jest wielce prawdopodobne, że pierwotnie żyli na obszarze Wielkich Jezior w rejonie na południe od Zatoki Hudsona i Zatoki James'a i zaczęli przemieszczać się na zachód do północnej Minnesoty w XV wieku.
Mini słownik Indian Cheyenne:
Po czejeńsku nie możemy po prostu powiedzieć "czerwony", "żółty" itd. jako dosłowne znaczenie tych słów. Kiedy mówimy o jakimś kolorze musi się ono odnosić do świat a w którym żyli Indianie Cheyenne. Na przykład, biorąc prymitywny kolor jakim jest czerwony, możemy powiedzieć Émá'o - to jest czerwone, Éma'eta - on jest czerwony.
bażant - tó'ęsęhevá'séhe
Bądź cicho! - He'kotoo'ęstse!
Bądź ostrożny! - Ótahe!
Bądźcie cicho! - He'kotoo'e!
bekas - hove'se
Bitwa Nad Little Big Horn (jako święto) - Tsęhe'ęsta'éhe Tséhvonanęse
Boże Narodzenie - Tsé'ôhkęhoésanéstove
chłopiec - hetanéka'ęskóne
Chodź jeść! - Hémęseestse!
Chodź tu! - Nenáasęstse!
Chodźcie jeść! - Hémęsehe!
Chodźcie tu! - Nenáase!
Czekaj! - Nóxa'e!
Czekajcie! - Nóxa'e!
czerwiec (Księżyc Sadzenia Roślin) - Enano'eese'he
Czytaj to! - Néxhoestôtse!
deresz - ma'ováhe lub tséma'övâtse
dynia - heóvemâhoo'o
dziecko - ka'ęskóne
Dzień Dziękczynienia - Hahoo Tséxhesemésęhéstove
Dzień Matki - Heskeeseeva
Dzień Ojca - Héheéseeva
Dzień Pamięci - Pévoma'enenéstóva
Dzień Weterana - Nótâxeeseeva
Dzień Zawieszenia Broni - Nanomóneéseeva
dziewczynka - he'éka'ęskóne
dzięcioł - kó'konôhó'
dzięcioł czerwonogłowy - vóo'kooma
fasola - monęskeho
głuszec północnoamerykański - vá'kôhéáso
grudzień (Księżyc Dużej Twardej Twarzy) - Ma'xęhe'koneneese'he
grzyb - hestovo'esko
Halloween - Méstaeo'o Tsé'ôhketóxeohtsévôse
Idź spać! - Tâhéovesęstse!
Idźcie spać! - Tâhéovese!
indyk - ma'xęhe'ne
jaskółka - mésó'ke
Jedzcie! - Mésehe!
jedzenie - máhtáme
Jeść! - Méseestse!
klacz - he'é'hame
klacz (stara) - mâhtamâháahévo'ha
kobieta - hë'e
kobieta (młoda) - kâse'ééhe
kobieta (stara) - mâhtamâhááhe
Kocham cię. - Néméhotâtse.
Kocham go. - Éméhoto.
Kocham go. - Náméhóto.
koń (dziki) - nâhahévo'ha
koń (jako samiec) - hetané'hame
koń (stary) - ma'háhkęhno'ha
koń appaloosa - he'hemęséonávo'ha
koń do prac gospodarczych - tóva'hévo'ha
koń kasztan - tsévó'névóvâtse
koń pod siodło - táhoévo'ha
koń pstry - tséhe'hemövâtse
koń rozpłodowy - hemotséhno'ha
koń włochatongi - tsémomé'sęhahtase
koń wyścigowy - novęse'évo'ha
kwiecień (Księżyc Liścia) - Vehpotseese'he
lipiec (Księżyc Lata) - Meaneese'he
listopad (Księżyc Twardej Twarzy) - He'koneneese'he
luty (Księżyc Dużej Obręczy) - Ma'xęhohtseese'he
maj (Księżyc Wiosny) - Matse'omeese'he
marzec - Ponoma'a'ęhaseneese'he
melon - mâhoo'o
mężczyzna - hetane
mężczyzna (młody) - kâsovááhe
mężczyzna (stary) - ma'háhkéso
miód - háhnomâhépano'ęhaseo'o
Moja przyjaciółka (kobieta do kobiety). - Nésé'e.
Módl się! - Néxháóénâtse!
Mój przyjaciel (mężczyzna do mężczyzny). - Néséne.
muł - a'kéevo'ha
niemowlę - mé'ęsevôtse
Nowy Rok - Aa'e Émóna'e New Years
Odrzuć to! - Taénánôtse!
On go nienawidzi. - Épéoto.
On go szanuje. - Éono'átamóho.
On jest moim przyjacielem (wymawiane tylko przez mężczyznę). - Náhevésenéhenôtse.
On jest pogodny, uśmiechnięty. - Éována'xaetano.
On jest smutny. - Éánovetano.
On jest szczęśliwy, czuje się dobrze. - Épęhévetano.
On jest wesoły. - Éhetótaetano.
On jest wściekły na niego, jest mu niechętny. - Énęsétamóho.
On jest zmartwiony, niespokojny, zatroskany. - Éóétsétáno.
On liczy na niego. - Éne'étaménoto.
On mu się podoba. - Épévatamóho.
On mu współczuje. - Énęsevátamóho.
On nie zgadza się z nim. - Ée'hóho.
On się boi. - Ée'tóhtahe.
On się nim opiekuje. - Évovóhnęhesčho.
On się z nią ożenił. - Évéstoemóho.
On się z nią rozwiódł. - Évóho'oetóho.
On się źle czuje. - Éhávęsévetano.
On szanuje go. - Ée'hahtovóho.
On wita się z nim. - Émásetsęstovóho.
On zgadza się z nim. - Éamâhtovóho.
On zna go. - Éhéne'enovóho.
Ona jest moją przyjaciółką (wymawiane tylko przez kobietę). - Náhevése'enôtse.
Opowiedz mi to! - Néxhóhta'haovęstse!
orzeł - netse
orzeł łysy - vóaxaa'e
osioł - vó'hó'óhta
Otwórz to (na przykład - drzwi)! - Onęstanôtse!
Otwórz to (zwłaszcza gdy chodzi o drzwi)! - Ta'ta'enôtse!
październik - Se'enehe
pemmikan - ame
pomidory - heneno
Powtórz to! - Néxhósenęheseha!
przepiórka (jakaś jej odmiana) - koohkóva'e
ptak - vé'késo
Ruszaj! - Nóheto!
Ruszajcie! - Nóheto!
Siadaj! - Hámęstoo'ęstse!
Siadajcie! - Hámęstoo'e!
sierpień (Księżyc Zbiorów) - Oeneneese'he
Słuchaj mnie! - Né'áahtovęste!
Słuchajcie mnie! - Né'áahtove!
sowa - méstaa'e
sroka - mo'e'ha
staruszek - tséháa'éhahese
styczeń (Księżyc Obręczy) - Hohtseese'he
szkapa (nędzna) - heóvo'ha
To jest białe. - Éotá'távo lub Émo'ôhtávo.
To jest białe. - Évó'kómo.
To jest brązowe. - Émôséskáno.
To jest czerwone. - Émá'o.
To jest fioletowe. - Éhohkó'so.
To jest różowe. - Éma'óma'ôhtsévo.
To jest szare. - Épó'o.
To jest zielone. - Éhoxo'ôhtsévo.
To jest żółte. - Éheóvo.
Uważajcie! - Ótahe!
Walentynki - Hemé'ooneese (lit.: Dzień Słodkiego Serca)
Wejdź! - Né'éstséhnęstse!
Wejdźcie! - Né'éstséhne!
Wielkanoc - Vóvotseese
wrzesień (Księżyc Jesieni) - Tonoeveese'he
Wstań! - To'ęstse!
Wstańcie! - To'e!
Zamknij to (zwłaszcza, gdy chodzi o drzwi)! - Hoónôtse!
ziemniaki - mésęhéstoto
źrebię - ho'kéhno'hamëso
Indianie Cheyenne widzieli Ziemie jako swą babkę i szanowali wszystko co żyło. Według ich wierzeń wszystkie stworzenia są żywe i posiadają ponadnaturalną moc. Świętościami plemienia są Święte Strzały i Święty Pióropusz. Opiekun Świętych Strzał wydobywał je z pokrowca zrobionego z futra kojota, a wszyscy mężczyźni z plemienia podchodzili do nich, by złożyć ofiarę i pomodlić się.
Indianie Cheyenne opowiadali, że dawniej Bizony zjadały ludzi. Sroka i Jastrząb były po stronie ludzi i pilnowały, żeby bizony nie zjadali ani innych ptaków, ani też i ludzi. Te dwa ptaki przyleciały na naradę ludźmi a zwierzętami. Wszyscy wspólnie zdecydowali wtedy, że odbędzie się wyścig, a zwycięzcy zjedzą przegranych. Droga była długa, i biegła dookoła gór. Najszybszym bizonem była samica o imieniu Neika (Szybka Bystra Głowa). Wierzyła ona, że może wygrać i zakończyć wyścig. Ludzie bali się, ponieważ trasa wyścigu była bardzo długa i próbowali zdobyć lekarstwo przeciw zmęczeniu. Wszystkie zwierzęta i ptaki malowały się na wyścig i od tamtej pory mają wspaniałe ubarwienie. Nawet Żółw Błotny wziął trochę czerwonej farby i pomalował się wokół oczu. Sroka użyła białej farby na głowie, ogonie i skrzydłach. Nareszcie wszystkie zwierzęta były gotowe i stanęły w szeregu na starcie wyścigu.
Wszyscy biegli i biegli, wydając odgłosy, lub śpiewali, by pomóc sobie i biec najszybciej. Wszystkie małe ptaki, Żółwie, Zające, Kojoty, Wilki, Muchy, Mrówki i Węże zostały wkrótce daleko z tyłu. Kiedy zbliżali się do gór samica Bizona była na przedzie; następnie Sroka, Jastrząb i człowiek; reszta była ustawiona wzdłuż drogi czekając w napięciu. Kurz podniósł się tak szybko, że nic nie było widać.
Przez całą drogę do końca góry samica Bizona prowadziła w wyścigu. Dwa ptaki wiedziały, że mogą wygrać, po prostu trzymając się jej do czasu zbliżenia się do mety, będącej jednocześnie miejscem startu. Wtedy oba ptaki prześcignęły Neike i zwyciężyły wyścig dla ludzi.
Kiedy leciały nad drogą widziały wszędzie zwierzęta i ptaki, które umarły z wycieńczenia podczas wyścigu, a ziemia i kamienie umazane były ich krwią.
Bizon kazał swemu dziecku ukryć się przed człowiekiem, na którego chciał zapolować; a także kazał mu wziąć część mięsa ludzkiego i schować je na ostatni posiłek. Młody Bizon zrobił co kazał mu ojciec i wsadził resztę mięsa ludzkiego sobie do gardła. Od tego czasu ludzie nie jedzą tej części bizona twierdząc, że to ludzkie mięso.
Tego też dnia Indianie Cheyenne zaczęli polować na bizony, a wszystkie przyjazne ptaki są po stronie człowieka, nie są przez niego zjadane, a w zamian on nosi ich pióra i ozdoby.
Inna wersja głosi, że Kojot, który był po stronie Bizonów, skończył wyścig; natomiast Sroka, która wyprzedziła nawet Jastrzębia powiedziała do Kojota: "nie zjemy was, ale tylko użyjemy waszych skór".
Indianie Cheyenne opowiadali o Wihio, który mieszkał w swoim domu niedaleko obozowiska ludzi. Pewnego dnia nie miał on nic do jedzenia ani żadnej możliwości, by coś upolować. Zaszedł więc do jednego z sąsiadów w nadziei, że gospodarz zaprosi go do wspólnego posiłku.
Po wejściu do namiotu zobaczył, że było w nim mnóstwo jedzenia; suszone mięso, tłuszcz i ozory. Ilekroć ów sąsiad wyruszał na polowanie, zabijał łosia, a potem odcinał ozór i przechowywał go. Wszędzie w namiocie wisiały ozory. Wihio miał wielką ochotę na taki ozór, ale sąsiad nie dał mu ani jednego, tylko kawałek suszonego mięsa. W drodze powrotnej Wihio zobaczył w pobliżu Kojota i zwołał go do swego namiotu.
Kiedy Kojot usiadł, Wihio opowiedział mu, co widział u sąsiada, i poprosił, aby odwiedził z nim jeszcze raz owego człowieka, to może uda im się najeść do syta.
Kojot zauważył, że mężczyzna nie zechce go wpuścić, bo przecież wszyscy wiedzą, że kojoty kradną mięso.
- Dobrze - powiedział Wihio - trzeba zastanowić się, w jaki sposób mógłbyś tam wejść. Co zrobić? Jak się tam dostać?
Kojot myślał przez długi czas, aż wreszcie podsunął pomysł, jak dopiąć tego, na co mieli ochotę.
- Przebierz się za kobietę - rzekł Kojot - a mnie zawiń jako małe dziecko i zanieś na rękach. ale jak dostaniesz mięso, żebyś dał dobre kawałki do jedzenia.
- Aha - przyznał Wihio - to dobry pomysł. dam co po trochu wszystkiego co dostanę.
Zawinął Kojota w powijaki, żeby móc go nieść jak dziecko, potem wziął go na ręce, wrócił do chaty sąsiada i powiedział:
- Moje dziecko płacze z głodu.
Wihio szepnął Kojotowi, aby upomniał się o ozór, i tak też Kojot postąpił. Sąsiad zapytał, czego dziecko chce, a Wihio odparł:
- Płacze, bo chce zjeść ozór.
Sąsiad wziął ozór, włożył go do garnka z wodą i ugotował.
Kiedy ozór był miękki, mężczyzna poczęstował nim Wihio, który zaczął jeść sam, a Kojotowi dał tylko posmakować. Jadł, bo był bardzo głodny. Kojot prosił po cichu przez cały czas:
- Daj mi trochę. Jestem głodny.
Ale Wihio nie przerywał jedzenia, umaczał tylko palce w zupie i dał Kojotowi polizać. W końcu Kojot rozgniewał się i zagroził:
- Powiem, że przebrałeś się za kobietę, a mnie za małe dziecko, żeby tylko dostać mięsa.
Wihio w dalszym ciągu uwijał się z jedzeniem i nie dał Kojotowi ani kawałeczka ozora, w końcu wyszedł z chaty, nadal z dzieckiem na ręku. Udał się nad rzekę i powiedział Kojotowi:
- Miałeś zamiar powiedzieć mu o mnie? Tak? Powinieneś siedzieć cicho, kiedy ja jem; sprawiasz mi za wiele kłopotu.
Potem wrzucił do wody skrępowanego powijakami Kojota, który popłynął z prądem rzeki.
Dla Indian Cheyenne styczeń to Księżyc Silnego Zimna; kwiecień - Księżyc Kiedy Gęsi Znoszą Jaja; maj - Księżyc Kiedy Konie Nabierają Tłuszczu; wrzesień - Księżyc Wysychania Traw; październik - Księżyc Kiedy Woda Zaczyna Zamarzać Na Końcach Strumieni; listopad - Księżyc Beczących Jeleni; a grudzień to Księżyc Kiedy Wilki Biegną Razem.
Wojenne stowarzyszenia Indian Cheyenne (Nutqiu, wojownicy, żołnierze; liczba pojedyncza - Nutaq) przedstawiają się podobnie jak u Indian Kiowa i obejmują sześć następujących związków: (1) Hotamita'nio, Psy; (2) Woksihitanio, Lisy, albo Motsonitanio, Krzemienie; (3) Hi'moiyoqis, Groty Lanc, lub Oominutqiu, Kojoty; (4) Mahohivas, Czerwone Tarcze, lub Hotani'tqiu, Byki: (5) Himatanohis, Napięte Cięciwy; (6) Hotam-imsaw, Szalone Psy.
Ten ostatni związek ma rodowód zaczynający się gdzieś w połowie XIX wieku. Oprócz wymienionych powyżej związków, członków rady składającej się z 44 wodzów uważano za jeszcze inny związek zwany Vi'hijo, Wodzowie. Podobną listę sporządził Clark, który, nie uwzględniając szóstego stowarzyszenia, podał następujące ich nazwy: Psy, Lisy, Tajemnicze Lance, Byki, Napięte Cięciwy, Wodzowie.
Wśród Indian Cheyenne istniał obyczaj zwany rozdawaniem. Rozdawanie prezentów jest tradycyjnym zwyczajem wszystkich plemion indiańskich z Montany. Wywodzi się ono z indiańskich wierzeń, że ludzie powinni dzielić się z krewnymi i przyjaciółmi, którzy zrobili coś dobrego dla nich, albo których szanują. Oprócz tego, aby zapewnić przetrwanie członków rodziny, jest w zwyczaju rozdawanie dóbr materialnych zmarłego jego przyjaciołom. Zazwyczaj rozdawane rzeczy są wielce cenione przez posiadacza i po otrzymaniu ich są bardzo szanowane. Nawet dzisiaj rozdawane są często cenne bydło i konie, chociaż bardziej rozpowszechnione jest dawanie koców, rzeczy wyszywanych paciorkami i kołder. Czasami rozdawanie osiąga szczyt w gotowaniu i podawaniu jedzenia dla całego plemienia. Rozdawanie ma zazwyczaj miejsce podczas letnich spotkań i niemal wszyscy Indianie biorą w nim udział niezależnie od ich sytuacji finansowej. Rozdawanie jest wyrażeniem indiańskiej postawy w stosunku do gromadzenia dóbr materialnych oraz podkreśleniem ducha wspólnoty i plemiennej życzliwości.
Chociaż przede wszystkim żywili się rybami, kiedy mieszkali nad górną Missisipi zaczęli także uprawiać ziemię.
Aster A. cusickii Indianie Cheyenne nazywali "lekiem na ucho": sto-' wa-hts i(s se-' e( yo. W celu usunięcia bólu ucha, robili wyciąg z wysuszonych łodyg tego gatunku i po troszku wkraplali go w ucho.
Bistorta rośnie powszechnie w strumieniach dolin gór Big Horn. Indianie Cheyenne roślinę tą nazywali "bezsmakiem": a- i(s' to- mi(mi(s' si(s (a- i(s to-m, do niczego, czczy, fałszywy; mi(s' si(s, z; me(se(, do jedzenia). Posiada jeden, lub dwa korzenie od długości grochu po długość ludzkiego palca. W miejscu, w którym roślina ta występuje w większej ilości, Indianki Cheyenne w rannej porze zbierały po około pół kwarty tych korzeni. Gotowano je zazwyczaj świeże wraz z mięsem, a w dawnych czasach, uważana była za wielce cenioną roślinę spożywczą. Indianie Cheyenne roślinę tą nazywali także "zdrobniałe": a-i' i(s to(m i( mi( si(s' tu(k, a także ho- wa-i-' i(s to(n i(k, co znaczy "całkowicie do niczego".
Bodziszek Geranium richardsonii Fish. & Trutu. Indianie Cheyenne nazywali "lekiem na krwawiący nos": măt' o mi(n i(s to-' a (măt o min, krwotok z nosa; i(s se-' e( o, korzeń). W przypadku krwotoku z nos, sproszkowany liść wcierali na nos a proszek wciągali nosem. W ten sposób zatrzymywali lub hamowali krwotok. Dodatkowo też z wysuszonego korzenia robili wyciąg i podawali choremu do picia.
Borówkę Vaccinum scoparium Lieberg. Indianie Cheyenne nazywali "Małą czerwoną jagodą": măh' ki( mi(ns (ma-'i, czerwony; kis, mały; mi(ns, jagoda). Jest to mała, czerwona borówka, pospolicie występująca w Górach Skalistych. Jej jagody, po wysuszeniu i rozdrobnieniu, Indianie ci podawali dzieciom, które nie miały apetytu. Robiono to małymi porcjami; tylko szczyptę przed pierwszym posiłkiem.
Indianie Cheyenne bylicę Artemisia gnaphalodes Nutt. nazywali "męską szałwią": he- tăn' i( wa-n' o-ts (he-tăn, mężczyzna, lub męski; wa-n' o-ts, szałwia). Bylicę tą używali w wielu ceremoniach; szczególnie w szałasie pary. Często też tą bylicą wycierali ceremonialne malunki z ciała. Woreczkiem wypełnionym tym gatunkiem bylicy oczyszczali również ciało tej osoby, która złamała jakieś tabu. Używana też była przez Odmieńców, którzy oczyszczali nią ziemię w szałasie, gdzie miał przebywać. Dymem z wysuszonych liści oczyszczali instrumenty, lub naczynie używane podczas ceremoniach, a także ciała jej uczestników. Służyła również do odpędzania złych duchów, a szczególnie do odpędzania złych, lub złowieszczych snów osób chorych, które mogły sen taki zachować w pamięci i mieć w związku z tym wiele kłopotów.
Roślinę chamaenerion nazwali "czerwonym lekiem": ma- hi(ss e-' e( yo (ma-i(; czerwony, krew). Z wysuszonych i sproszkowanych liści, lub korzeni, robili wyciąg, który dawali do picia osobom mającym krwotok z jelit. Wyciąg z liści jest bardziej łagodny niż ten z korzeni.
Roślinę chrysopsis nazywali "rośliną sikorki": mi(s' kă tsi- lub mi(s kă he(ts' (mając tu na myśli sikorkę z gatunku Parus atricapillus). Nazwali ją tak dlatego, że zauważyli, iż ptak ten powszechnie zjada nasiona tej rośliny. Wyciąg sporządzony z końcówek jej łodyg podawali do picia osobom czującym się ogólnie rozbitym. Działał on usypiająco.
Odmianę agrestu Grossularia setosa nazywali e-shko' vi( tă si'mi(ns (e(sh ko-v, ciernisty; hi(s tă ă ts, sercowatego kształtu; mi(ns, jagoda). Owoce jego agrestu zjadane były gotowane lub nie gotowane, zaraz po ich zebraniu. W dawnych czasach były one ważnym pokarmem składowanym na zimę w formie małych, wysuszonych ciasteczek.
Roślinę alycine apios nazywali ai-' i(s to-m i( mi( si(s' tu-k (ho wa-i-' i(s to-m i(k, nie do smaku, bez smaku; mi(s i(s, jeść). Rośnie ona przy rzece North Platte, Missouri i Laramie. Czerwonoskóre narośla na korzeniu tej pnącej się latorośli mają smak podobny do smaku ziemniaków. Największa narośla mają wymiar kurzych jaj. Na jednym korzeniu może ich być do siedmiu. Okrągłe liście mają kształt łyżki do herbaty.
Indianie Cheyenne ambrozję nazywali "czarną szałwią": mo-hk ta-h' wa-no-tst (mo-hk ta-, czarny; wa-no-tst, szałwia). Wykorzystywali a do leczenia kurczy w kiszkach i do zatrzymania krwawych stolcy. W tym celu ze szczypty rozdrobnionych liści i łodyg robili herbatkę w kubku wody. Po wypiciu tak pozyskanego płynu zarówno bóle, jak i krwawienie, ustępowały. Herbatkę można było pić schłodzoną.
Roślinę arabis nazywali "żółtym lekiem", (lecz nie była to ta sama roślina, co starzec, też tak samo przez tych Indian nazywana): e- hyo-v' i( se-' e( yo (e- o-v', żółty korzeń, lub lek). Używali jej do zatrzymania gorączki w pierwszej jej fazie a także używali jako ogólną ochronę przed chorobami. Wyciąg z niej sporządzony podawano "dziecku, gdy nadchodziła choroba". Wyciąg pito w różnych dawkach. Często też traktowano go jako zwykły napój.
Jakiś gatunków dzikiego czosnku używali do leczenia wrzodów skórnych, na które nakładali cebulkę tej rośliny w formie gorącego okładu. Gdy wrzód się otwierał, ropę wymywali wywarem również pozyskanym z dzikiego czosnku.
Roślinę z rodzaju czosnek, allium brevistylum, nazywali păt se-' wo(ts i wykorzystywali ją do wspomagania leczenie karbunkuła (czyraka mnogiego), zarówno przed, jak i po jego otwarciu się. Korzenie i łodygi tej zwanej w języku angielskim "cebuli" były kruszone i aplikowane na chore miejsce jako okład. Po otwarciu się czyraka roślinę gotowano i w ranę wlewano wyciąg w celu uwolnienia ropy, która zalegała w zagłębieniu.
Roślinę chrysothamnus nazywali "lekiem na parchy": o-' i(v i(s se-' e( yo (o-' i(v, parch skóry, świerzb). Używali jej do leczenia wyprysków i chorób skóry. Liście i łodygi gotowali razem i tak pozyskanym płynem obmywali chore części ciała. Jeśli to nie przynosiło szybkiego efektu, roślinę wcierano na surowo. W wielu przypadkach pito też sporządzoną z niej herbatkę; szczególnie przy leczeniu ospy wietrznej.
Indianie Cheyenne zauważyli, że sikorka ta zjada powszechnie nasiona rośliny chrysopsis, i stąd też roślinę tą nazywali "rośliną chickadee".
Indianie Cheyenne roślinę cogswellia nazywali mo- tsi(ns' tăhn. Robili z wysuszonych i rozdrobnionych korzeni herbatkę, którą używali do zmniejszania opuchlizn. Doskonale ona też ochładzała skórę. Taki miałki proszek, po namoczeniu, ma tłustą konsystencję.
Indianie Cheyenne gatunek Cogswellia orientalis L. & R. Jones nazywali "niedźwiedzim jedzeniem"; na-hko' he(s tăm' o-ka (na-hko, niedźwiedź; matăm, jedzenie). Nazwa pochodzi od zaobserwowanego faktu wyszukiwania korzeni tej rośliny przez niedźwiedzie, wykopywania ich i zjadania. Indianie Cheyenne robili z namoczonych skruszonych korzeni i liści herbatkę, którą podawano do picia osobom z bólami jelit lub z biegunką. Te same części rośliny, do leczenia tych samych schorzeń, mogły też być zjadane po uprzednim ich wysuszeniu. Kurację tego rodzaju stosowali głównie wobec małych dzieci. Osoby starsze przyjmowały ten sam lek, ale w większym stężeniu.
Czerńca A. arguta Nutt. nazywali "słodkim lekiem"; mo(tsi-' i-u(n (jest to zarazem imię kulturowego herosa; mo(tsi- jest przedrostkiem używanym do oznaczenia rodzaju męskiego dużych zwierząt, takich jak byk, jeleń czy baran). Korzenie i łodygi tego gatunku po wysuszeniu były rozdrabniane i robiono z nich wyciąg podawany kobietom po porodzie. Wspomagało to wydzielenie siary (pierwszego mleka). Uważali to też za ogólnie dobry lek na krew. Często gotowano to razem z mertensją. Jedna o druga roślina mogła być używana oddzielnie, ale zmieszane razem przynosiły najlepsze efekty. Czerniec nie musiał być ścierany dokładnie przez zaparzeniem, ale mógł być jedynie pocięty na kawałki. Wierzono, że korzeń czerńca traci jakąś część swej mocy podczas suszenia, i dlatego też, aby tych strat uniknąć, przechowywano go w wodzie, w której uprzednio zagotowano trochę łoju; stąd też często liście i korzenie pokryte były białawą warstwą tłuszczu. To Słodki Lek, czy też Słodki Korzeń, kulturowy heros, nauczył Indian Cheyenne jak mają wykorzystywać tę roślinę.
Roślinę dasiphora fruticosa nazywali przekornym lekiem: o- nu(hk' i(s e-' e( yo. Podczas Tańca Przekory używali jej do ochrony rąk przed oparzeniem, gdy wkłada się je do kotła z gotującą się zupą. Liście, po wysuszeniu, są ścierane na proszek, który może być wcierany w dłonie, ramiona i ciało. Można też było proszek moczyć przez jakiś czas w zimnej wodzie a pozyskany płyn wetrzeć w całe ciało. Zabieg ten doskonale chronił części ciała narażone na chwilowe gorąco.
Dereń Cornus stulunifera Michx Indianie Cheyenne nazywali "czerwoną wierzbą" lub też kinnikinnik: ma-h' ko-m e( hi(s (mai, czerwony; ko-m e( hi(s, zdrobniała forma kory). Czerwoną korę zewnętrzną odrzucali, a białą korę wewnętrzną suszyli, kruszyli i po zmieszaniu z tytoniem palili w fajkach.
Indianie Cheyenne ponikło błotne nazywali so-hk' a- nă wu-hk' tsi(t (od: e- so-hk - gładki i od: no( wo-hk ts ts - kawałek, wiór, co znaczy gładki kawałek lub skrawki bizoniej skóry). Ten szpiciasty pęd używany był dawniej przez Indian Cheyenne do wyplatania małych i dużych koszyków. Koszyki małe były czasami używane jako półmiski do podawania żywności, a te całkiem malutkie, robiono jako zabawki dla dzieci, albo przymocowane u góry nosidełka, dawały cień na twarz dziecka. Dusze koszyki używane były do przechowywania małych sprzętów gospodarstwa domowego i do noszenia ciężarów na plecach.
Porost Everria vulpina nazywali e- o-v' a o-h' a (od: heo-v' - żółty i howa - ciepławy, co znaczy żółci poprzez ogrzanie). Gdy gotuje się go w wodzie, wytwarza ciemno-żółtą farbę, używaną do zabarwiania kolców ursona. Przed wrzuceniem kolców do farby, ciecz musiała być całkiem wystudzona, a kolce leżeć w niej musiały co najmniej jeden dzień.
Indianie Cheyenne złotą porzeczkę nazywają porzeczką żółtą: e- hyo-' wa- ta- si(' mi(ns (od: e- hyo-' wa- - żółty i ta- si(' mi(ns - jagody serco-podobne). Dawniej Indianie ci zgniatali je, formowali w ciasteczka i suszyli jako zapas na zimę.
Ci sami Indianie porzeczkę R. lacustre nazywali jagodą wapiti: o mo- e(' e(tă tsi(' mi(ns (mo- e( - wapiti; his ta a tsi - sercowatego kształtu; mi(ns - jagoda). Nie chodzi tu o jagodę o kształcie serca wapiti, ale o jagodę, która ma kształt serca. Jagody tej porzeczki zazwyczaj zjadali na surowo, ale w przypadku obfitego ich zbioru, często je suszono i zjadano jako susz.
Porzeczkę R. inebrians Lindl. nazywali czerwoną porzeczką; ma-h' ki- mi(ns (od: ma-' i( - czerwony; ki(s - mały; mi(ns - jagoda). Owoce tej rośliny zbierane były w dużych ilościach. Świeże jagody były dobrze zgniatane między kamieniami, a otrzymana miazgę formowano w małe, okrągłe ciasteczka i suszono. Ciasteczka te duszono ze smażonymi ziemniakami.
Sit Juncus balticus nazywali ho- o-ma-' wi(she-me-n o(h' to wi(ts (no- o-ma-', szata; wi(she-, przez co; me-n o(h' to wi(ts, ozdoba z kolcy ursona lub inna rzecz do ozdabiania odzieży) i w dawnych czasach używali do dekorowania odzieży. Z kłącza tej rośliny wystają bardzo świecące, ładne korzonki, które w dawnych czasach używane były przez Indian Cheyenne do dekorowania, poprzez przyszywanie, odzieży, lub innych skór. Ci sami Indianie w dawnych czasach wyplatali też z situ koszyki.
Indianie Cheyenne sitowie Scirpus nevadensis nazywali "piękną (lub wspaniałą) rośliną"; mo- u-m' stăts (mo- o-ma znaczy wspaniały). Była to aluzja do jej kształtu i sposobu rośnięcia. W dawnych czasach kobiety tkały z sitowia maty, które były rozpościerane jako koce, na prymitywne, drewniane łoża. Później robiono z nich pokrowce na karabin, które też często używane były jednocześnie i jako podkłady pod koce. Korzenie tego pędu Indianie Cheyenne również i zjadali. Są one białe, mają od 6 do 8 cali długości i są łatwe do wyrywania. Zewnętrzna powłoka korzeni była odrzucana, a korzeń był zjadany na surowo. Dwa, lub trzy korzenie wystarczały za posiłek.
Żurawkę nazywali "lekiem na reumatyzm": e hyo' isse' e yo, (e ou - żółty, is se' e yo - lek). Korzeń żurawki czyścili i drobno ścierali, posypując pozyskanym w ten sposób proszkiem skórę. Był to lek na reumatyzm lub na ogólne bóle mięśni. Był on kleisty i łatwo przylegał do skóry. Z czubków zaś tej rośliny robili gorącą herbatkę podawaną choremu do wypicia.
Na Wielkich Równinach tytoń uprawiali Indianie Cheyenne podczas półosiadłego trybu życia (do około 1802 roku, później nabywali go od Indian Arikara i od białych kupców.
Indianie Cheyenne pierwotnie zamieszkiwali wioski złożone z ziemianek i uprawiali ziemię nad rzekami Sheyenne i Górną Missouri.
Jak wiele plemion, które miały stać się koczownikami, Indianie Cheyenne zaczęli wyprowadzać się z Minnesoty nad rzekę Missouri w Północnej Dakocie, gdzie osiedlili się w 1673 roku na wschodnim brzegu. Wypierani przez Indian Dakota przenieśli się w okolice jeziora Traverse a potem nad rzekę Cheyenne w Dakocie Północnej w pobliżu obecnego miasta Lisbon, gdzie założyli osadę, później napadniętą i zniszczoną przez Indian Chippewey. Na podstawie wykopalisk archeologowie stwierdzili, że osada składała się z około 70 wielorodzinnych dużych, okrągłych ziemianek. W podziemnych schowkach znaleziono pozostałości jarzyn, garncarstwa, kości bizonów oraz ślady kontaktów z białymi ludźmi. Niedobitki Indian Cheyenne przyłączyły się do innych grup nad rzeką Missouri na pograniczu Dakoty Północnej i Południowej. Tam w coraz większym stopniu przystosowywali się do wędrownego, łowieckiego życia i w końcu porzucili uprawę ziemi, przenosząc się w kierunku Gór Czarnych.
Około 1750 roku konie zdobyli Indianie Cheyenne i nagle przestawili się z rolnictwa na kulturę opartą całkowicie na bizonach. Niektórzy historycy wierzą, że ta zamiana rolnictwa na łowiectwo dokonała się w ciągu jednego pokolenia.
Susan Żelazny Ząb tak oto opisała ten przełom:
"Moja babka mówiła mi, że w czasach jej młodości, nasi ludzie nie posiadali żadnych koni. Jeśli chcieli gdzieś się dostać, pakowali swój dobytek na psy lub na ciągnięte przez nie małe włóki. Ludzie szli pieszo. W tamtych czasach nie wędrowali oni ani za daleko, ani też za często. Jednak gdy dostali konie, mogli już znacznie łatwiej przenosić się z miejsca na miejsce. Mogli też wtedy zabijać więcej bizonów, i innych zwierząt, dzięki czemu mieli więcej mięsa do jedzenia i więcej skór na namioty i odzież.
Pamiętam, jak grupy naszych mężczyzn zwykle z Balck Hills udawały się pieszo daleko na południe, po to, by zdobyć konie. Każdy mężczyzna brał ze sobą tylko rzemienne lasso, łuk ze strzałami, nóż w pochwie, niewielki zapas suszonego mięsa i dwie lub trzy pary zapasowych mokasynów wtykanych za pasek. Kobiety ich miały smętek w swych sercach, gdy robiły te mokasyny, ponieważ wyprawa taka trwała czasami cały rok a i często też ich mężczyźni ginęli."
Symbol antylopy, malowany na koniach przez Indian Cheyenne, miał nadawać wierzchowcowi szybkość i zdolność przetrwanie tego pierwszego zwierzęcia. Chronić zaś konia u tych samych Indian miał malowany na koniu symboliczny znak ważki. Niekiedy także Indianie Cheyenne malowali na koniach na czerwono te miejsca, w które dany koń swego czasu został zraniony.
Indianie Cheyenne posiadali konie już w roku 1780. Zarówno oswojenie koni jak i zdobycie broni palnej przyczyniło się do tego, że wiele plemion, w tym Indianie Sioux, Cheyenne, Arapaho, Comanche, Kiowa, porzuciło rolnictwo i zaczęło wieść koczowniczy tryb życia, uzależniając powoli swoje pożywienie, ubrania i schronienia od jednego tylko zwierzęcia - bizona.
Zazwyczaj w obozach Indian Prerii było pod dostatkiem koni dla wszystkich, nie wyłączając kobiet i dzieci. Kiedy plemię ruszało we drogę, wszelkie cięższe bagaże, jak na przykład pokrycie tipi, ubrania, garnki, ładowano na rodzaj sanek, które myśliwi francuscy nazywali travois; między dwiema żerdziami, przytwierdzonymi do boków konia, naciągano skórę bizona i na niej układano zabierane w drogę przedmioty. Wieczorem, kiedy plemię zatrzymywało się na nocleg, szybko rozbierano owe "sanki" i żerdzie, które je tworzyły, służyły do wznoszenia namiotów.
Indianie Sioux i Cheyenne przybierali dodatkowo koszule kosmykami z końskiego włosia.
Podczas bitwy jeden z wojowników Indian Cheyenne zawołał do swojego konia:
- Walcz dzielnie! Pamiętaj o dzieciach i tych, którym odebrano nadzieję. To dobry dzień do umierania.
Mężczyzna rozmawiał z koniem, nie ukrywał przed nim żadnych tajemnic. Były sprawy, o których nie mówił z rodzonym bratem, najbliższym przyjacielem a nawet żoną, ale jego koń musiał wiedzieć wszystko, gdyż najczęściej razem umierali i razem umierali i razem udawali się do Świata Po Tamtej Stronie.
Na początku XIX wieku w okolice źródeł rzeki Platte. Także w tym okresie dwie oddzielne grupy Indian Cheyenne, które w zamierzchłej przeszłości straciły ze sobą kontakt i żyły nieświadome istnienia drugiej, nieoczekiwanie natknęły się na siebie podczas polowania, a następnie połączyły się po odkryciu, że tak naprawdę są jednym narodem. Tymi dwiema grupami byli Suhtai (lub Sutaio) i Dis-tis-stahts. Każda z grup wniosła inne składniki kultury czejeńskiej. Dis-tis-stahts przynieśli tradycję Świętych Strzał wraz z infrastrukturą rządową (Rada Czterdziestu Czterech Wodzów) oraz Stowarzyszenia Wojenne. Suhtai wnieśli tradycję Świętej Czapy oraz większość ceremonii religijnych włączając ceremonię Wielkiego Świętego Szałasu powszechnie znaną jako Taniec Słońca.
We wczesnych latach XIX wieku, ruszając za Indianami Arapaho, Indianie Cheyenne wędrowali na zachód do kraju Czarnych Wzgórz. Także w tym czasie zaczęli sprzymierzać się z Indianami Oglala, z którymi polowali na bizony i walczyli ze wspólnym wrogiem, plemieniem Crow.
W czerwcu 1805 roku do Santa Fe przybyło dwóch wodzów Indian Arapaho starać się o pokój, sojusz i handel z Nowym Meksykiem w imieniu swoim oraz w imieniu swych nowych sojuszników, Indian Skidi i Cheyenne. Spotkali się oni tam z większą niż dotychczas gościnnością oraz ofertą trwałego sojuszu i handlu na tych samych warunkach, jakie obowiązywały z innymi zaprzyjaźnionymi narodami. Wodzowie każdego plemienia mieli wkrótce pojawić się tam, aby potwierdzić traktat.
W 1826 roku Indianie Cheyenne i Arapaho zaczęli najeżdżać Indian Kiowa, Comanche i Kiowa-Apache w celu zdobycia koni. Doprowadziło to do otwartej wojny międzyplemiennej.
Około 1830 roku Indianie Cheyenne podzielili się na dwie grupy: Północną i Południową, ponieważ mniejsze narody lepiej nadawały się do ciągłego koczowniczego zdobywania żywności. Południowi Indianie Cheyenne, którzy byli liczniejsi ruszyli na południe i osiedlili się wzdłuż rzeki Arkansas w Kolorado. Północni Indianie Cheyenne kontynuowali wędrówkę po obszarze Czarnych Wzgórz, na północ od gór Yellowstone i Bighorn, ich południową granicą była rzeka Północna Platte. Grupy plemienne, każda licząca od 300 do 400 rodzin, gromadziły się na regularnych spotkaniach na ceremonie i polowania. Ponadto wszyscy Indianie Cheyenne z około dziesięciu grup byli rządzeni przez 44 wodzów, którzy podejmowali wszystkie ostateczne decyzje dotyczące Północnych i Południowych grup Indian Cheyenne.
W 1832 roku Biali zbudowali Fort Bent w górnym biegu rzeki Arkansas. Znaczna część Indian Cheyenne osiadła w jego okolicy, a reszta nadal wędrowała wokół źródeł Północnej Platte i rzeki Yellowstone. Dokonany w ten sposób podział na Północnych i Południowych Indian Cheyenne został usankcjonowany w 1851 roku przez traktat podpisany w Forcie Laramie.
W latach 1830-tych kupiec John Gantt po raz pierwszy sprowadził do Indian Cheyenne whisky, którą, w celu zachęcenia do jej picia, dosładzał cukrem. Susan Żelazny Ząb, Indianka Cheyenne, wspominała, że w czasach jej dzieciństwa (ok. 1835 rok):
"Pewnego razu, kiedy wędrowaliśmy obok siedli Białych, nasi ludzie wzięli kilka arbuzów. Były one dla nas czymś nowym. Kobiety pocięły je i włożyły do garnków, aby ugotować. Po chwili zajrzały do garnków i zobaczyły tylko wodę i pestki."
Incydent ten ciągle opowiadany jest często wśród Indian Cheyenne jako humorystyczna anegdota i wskazuje się go jako źródło pochodzenia ich określenia na arbuzy - mexo'-e-mevche, co dosłownie znaczy; "coś surowego do jedzenia".
Susan Żelazny Ząb wspominała też:
"Jeśli jakaś kobieta u nas urodziła dziecko, odpoczywała później przez kilka dni. Jej przyjaciółki opiekowały się nią. Jeśli obóz się przenosił, one zostawały na starym miejscu lub też zabierano tę kobietę na włoki, które ciągnięto bardzo wolno, aby oszczędzić jej wstrząsów. Gdy wrogowie nas ścigali i jeśli trzeba było szybko się przenieść, zazwyczaj ukrywano cierpiącą kobietę gdzieś na uboczu. Pewnego razu, kiedy uciekaliśmy przed Indianami Pawnee, zostałam z jeszcze jedną kobietą, aby pomóc przyjaciółce urodzić dziecko. Ukryłyśmy się w zagajniku. Indianie Pawnee przejechali bardzo blisko, ale nie zobaczyli nas. Zostałyśmy tam przez dwa dni po urodzeniu dziecka. Następnie zrobiłyśmy na włókach wygodne łoże ze skór bizonich naciągniętych na dwóch tyczkach od namiotu. Ułożyłyśmy na tym legowisku matkę i dziecko. Wiedziałyśmy, gdzie udali się nasi ludzie. Tak więc, wykorzystując wszystkie skróty, znalazłyśmy ich po trzech dniach wędrówki. Gdyby Indianie Pawnee nas znaleźli, nie zabiliby nas. Indianie nie zabijają sobie nawzajem kobiet i dzieci. Biorą je do niewoli, aby adoptować do własnego plemienia.
Biali jednak nie postępują w ten sposób. Dowiedziałam się o pewnym zdarzeniu, kiedy to rodząca młoda kobieta została z tyłu, razem ze starszą pomocnicą. Obie się ukryły. Nie uciekaliśmy wtedy przed nieprzyjacielem, a jedynie przenosiliśmy obóz. Dwa dni później mąż młodej kobiety wrócił, aby zobaczyć jak sobie radzi jego żona, lub też by pomóc jej w dotarciu do obozu. Znalazł on tam martwe ciała żony, dziecka i pomocnicy. Ze śladów koni wynikało, że zabiła je grupa Białych. Mąż szalał z gniewu i żalu. Oświadczył wówczas, że nigdy nie będzie miał litości dla żadnego Białego.
Porzucano czasami bardzo starych lub kalekich ludzi, aby zmarli lub zostali zabici przez ściągających nas wrogów. Ich przyjaciele nie zostawali z nimi, gdyż wszyscy mogli zginąć. Nawet jeśli w pobliżu nie było wrogów, to przenosiny z jednego miejsca na drugie były zbyt trudne dla starców i chorych, tak więc często prosili oni, aby ich pozostawić.
Dzika Gęś (Wild Geese), ociec mojego obecnego sąsiada Łopatki (Shoulderblade) był kiedyś bardzo chory. Chociaż nie był wówczas jeszcze starym człowiekiem, spodziewał się śmierci i poprosił o przygotowanie pogrzebu oraz pozostawienie go samego. Jego kobiety ubrały go w najpiękniejsze stroje wyszywane koralikami. Wzięły jego fajkę i tytoń, łuk i strzały, karabin, nóż z pochwą oraz inne cenne przedmioty i zawinęły to wszystko razem w skórę bizona. Pomogłam im zbudować platformę pogrzebową. Położyłyśmy go na niej, a następnie postawiłyśmy nad nim namiot z bizonich skór. Zostawiłyśmy go tam i odeszłyśmy z naszą grupą. Jego żona obcięła sobie włosy, pocięła ramiona i nogi oraz poraniła twarz wieloma cieciami, zgodnie z naszymi zwyczajami żałobnymi. Gdy obóz był w drodze, ona wlokła się daleko z tyłu. Nie mogła niczego jeść, ani też spać w żadnym namiocie. Każdej nocy spała gdzieś pod gołym niebem. Pod każdym względem zachowywała się jak wdowa po właśnie zmarłym mężu.
Po czterech nocach zasmucona usłyszała głos mówiący słowa: Potrzebuję jedzenia i wody. Przestraszyła się. Po chwili głos przemówił ponownie: Przynieś mi wodę i jedzenie. Wówczas zrozumiała, że to nie mówi duch. Był to Dzika Gęś we własnej osobie. Ciągle na sobie miał piękne odzienie, które włożył na pogrzeb, a w rękach trzymał wszystkie przedmioty, jakie zawinięto wraz z nim w bizonią skórę. Wkrótce całkowicie powrócił do zdrowia i żył jeszcze przez wiele lat. Był to ten sam Dzika Gęś, który zgubił worek złota, znaleziony później przez żołnierzy Długich Włosów, kiedy przybyli do Black Hills.
W czasie wędrówki nasze dzieci zazwyczaj jechały w plecionych z wierzby koszach, które zwisały między tyczkami włók. Często wychodziły z nich, bawiły się w czasie drogi, a następnie wracały tam by się przespać. Pewnego razu, kiedy za nami znajdowali się Indianie Pawnee, jedna z naszych kobiet zgubiła małą córeczkę podróżującą w koszu. Przez resztę swego życia matka pogrążona była w smutku z powodu utraty córki.
Ja zawsze uważnie obserwowałam koszyki, w których podróżowały moje dzieci. Nawet wówczas, gdy nie było widocznego niebezpieczeństwa, jadąc na koniu, który ciągnął tyczki z koszykiem, oglądałam się za siebie, by wymienić spojrzenia z odpowiednią ilością błyszczących, czarnych oczu spoglądających w moja stronę. Któregoś dnia jedna para oczu znikła! Zeskoczyłam z pociągowego konia, dosiałam kłusaka i pognałam do tyłu, wzdłuż wędrującej kolumny. Moje przerażenie zmieniło się w radość, gdy odnalazłam zaginioną córkę śpiącą razem z dziećmi innej kobiety w jej koszyku.
Nasi mężczyźni czasami porywali cudze żony. Zgodnie z naszymi dawnymi zwyczajami, para małżeńska może w każdej chwili przerwać swój związek, jeśli któraś ze stron będzie tego chciała. Oboje mogą natychmiast związać się z innymi partnerami. Kiedy jakiś mężczyzna odebrał żonę innemu, zabierał ją na swojego konia i oboje objeżdżali obóz dookoła. Młodzież podążała za nimi, śpiewając wesołe pieśni. Kiedyś, gdy byłam jeszcze młodą dziewczyną, w trakcie takiego objazdu pojawił się porzucony mąż ze swoimi przyjaciółmi; wszyscy uzbrojeni w łuki i strzały. Przybyła starszyzna i zmusiła ich do odejścia. Wówczas młodzież wróciła do swojej wesołej zabawy.
Wszyscy Indianie chętnie uprowadzali kobiety i dzieci z innych plemion. Jeńców traktowano dobrze, aby byli zadowoleni i nie próbowali uciekać. Kobiety zostawały żonami wojowników, przeważnie drugimi lub trzecimi. Dzieci zawsze chciało adoptować wiele ludzi. Kiedyś doszły nas wieści, że Meksykanie pojmali kobiety Indian Osage. Wśród nas było wówczas kilka uprowadzonych kobiet z tego plemienia, które były żonami Indian Cheyenne. Wyglądały na zadowolone, ale rozpaczały, gdy dowiedziały się, że ich przyjaciółki zostały porwane do Meksyku. Od czasu do czasu traciliśmy kobiety, lub dzieci, ale myślę, że schwytaliśmy więcej niż straciliśmy.
Pamiętam młodą kobietę Indian Crow, która trafiła do nas 84 lata temu, gdy miałam 8 lat. Jeden z naszych mężczyzn pojął ją za żonę. Urodził im się syn i nazwali go Szalona Głowa (Crazy Head). Został on wielkim wodzem. Był szanowanym człowiekiem w obozie Indian Cheyenne, gdy nasi wojownicy pomogli Indianom Sioux pokonać żołnierzy Custera. Jego matka dostała się do naszej niewoli jako młoda kobieta i była siostrą matki wojownika Indian Crow o imieniu Biały Człowiek goni go, który był zwiadowcą Custera.
Niebieski Jastrząb (Blue Hawk), obecnie członek naszego plemienia Indian Cheyenne w Rezerwacie Tongue River, nie urodził się jako Indianin. Głodny Niedźwiedź (Starving Bear) uprowadził go z hiszpańskiej rodziny w Meksyku. Pamiętam go jak przywiózł do nas małego chłopca Białych, wówczas chyba sześcioletniego. Było to zanim Custer pokonał Indian na Południu. Niebieski Jastrząb jest teraz starym człowiekiem. Ma brodę, jak niektórzy Biali. Kiedy osiągnął już wiek męski, jego krewni dowiedzieli się gdzie jest i chcieli, by do nich wrócił, lecz Niebieski Jastrząb pozostał z Indianami Cheyenne. Zna tylko język cheyenne i trochę hiszpański, który poznał będąc chłopcem. Głodny Niedźwiedź, który go pojmał, nie żyje już od ponad 50 lat. Matka wodza Szalona Głowa, którą znałam zanim się urodził, nie żyje już od tak dawna, iż zapomniałam, kiedy nas opuściła. Lecz ja wciąż żyję opowiadam o tych ludziach z dawnych czasów.
W czasie, kiedy wyszłam za mąż, pojmaliśmy Indiankę Ute. Razem z nią był cztero, lub pięcioletni chłopiec. Mężczyzna, który ją uprowadził, wziął ją za żonę, a chłopca adoptował jako swego syna. Oboje byli dobrze traktowani, ale wydaje się, że ona nie była szczęśliwa. Pewnego dnia garbowała skóry nad Rzeką Tłustej Wody [chodzi o South Platte]. Po chwili znikła. Jej mąż i inni udali się na poszukiwania. Chłopiec powiedział im, że jego matka odeszła gdzieś na drugi brzeg rzeki. Ślady wskazywały, że kobieta zabrała konia i pośpiesznie uciekła. Zostawiła z nami swojego chłopca i nigdy nie wróciła.
Niedługo po ucieczce tej kobiety, wojenna wprawa Indian Cheyenne przywiozła do naszego obozu dziewczynką Indian Ute w wieku siedmiu lub ośmiu lat. Jakimś sposobem wyszło na jaw, że ta dziewczynka była także dzieckiem tej samej kobiety, która od nas uciekła. Tak więc brat i siostra wychowywali się razem w naszym plemieniu. Brat stał się wielkim wojownikiem. Nazywał się Żółty nos. Siostra poślubiła Cętkowanego Wilka. Wszyscy oni już nie żyją, ale ich dzieci żyją dziś wśród nas i są już w podeszłym wieku."
W innym fragmencie swoich wspomnień, Susan Żelazny Ząb powiedziała:
"Czteroletnia dziewczynka Białych została powierzona na pewien czas mojej opiece. Było to przed około 77 laty, kiedy nie byłam jeszcze mężatką. Obozowaliśmy nad rzeką Turkey. Jedna z naszych kobiet, samotnie wykopująca korzenie brasji z dala od obozu, została znaleziona martwa. Na plecach miała worek z zebranymi korzeniami. W ej ciele tkwiło kilka kul. Nasi chłopcy, ukryci w trzcinie nad rzeką, widzieli w pobliżu Białych na koniach. Wielu naszych młodych wojowników chciało pojechać i zaatakować Białych, ale nasi wodzowie postanowili, że powinniśmy opuścić rzekę i przenieść się na wzgórza, aby trzymać się z dala od wszelkich wojen.
Kiedy się pakowałam, pewna kobieta przyprowadziła do mnie dziewczynkę Białych. Powiedziała; Daję ci tę dziewczynkę. Zapytałam, czemu nie chce jej zatrzymać. Powiedziała: Boję się, że biali ludzie zabiją mnie, jeśli znajda ją ze mną. Jeśli ty się nie boisz, to możesz ja sobie zatrzymać. Jeśli Biali zbytnio się zbliżą, możesz ją wypuścić w ich stronę, aby znaleźli ją samą, albo też wrzuć ją do rzeki. Myślałam o tym przez kilka chwil, a następnie powiedziałam: Wezmę ją, jeśli obiecasz, że nie będziesz chciała jej później odebrać. Kobieta zgodziła ę. Mocno padało i zaczęło się ściemniać. Zrobiłam z koca nosidełko i włożyłam do nich dziecko. Zawiesiłam ja na plecach, między ramionami. Spała tam, podczas gdy ja niosłam ją prawie przez całą noc, aż dotarliśmy na wzgórza do nowego miejsca na obóz.
Dwa, lub trzy dni później, kiedy minęło zagrożenie, kobieta poprosiła mnie o zwrot dziewczynki: Nie - odpowiedziałam - chcę ją sobie zostawić. Ponieważ jednak nie byłam jeszcze mężatką, oddałam dziewczynkę mej kuzynce, która bardzo o to prosiła. Miała męża, ale nie miała dzieci. Przez całe jej dzieciństwo robiłam dla niej lalki, mokasyny i wyszywane koralikami ubranka. Kiedy już wystarczająco podrosła, nauczyłam ją, jak garbować skóry na okrycia. Nauczyła się ode mnie, że skórę należy ściągać z jednego boku bizona, a garb odciąć, zanim odwróci się skórę do garbowania po drugiej stronie.
Ta dziewczynka Białych wyrosła na kobietę Indian Cheyenne, nie znając żadnego innego języka. Poślubiła Indianina Cheyenne z którym miała kilkoro dzieci. Zawsze miała skórę pomalowaną na brązowo, tak więc Biali nie mogli ją rozpoznać i nie próbowali namówić do powrotu do nich. Jednak nie mogła ukryć swych niebieskich oczu i jasno-brązowych włosów. Kilka lat temu zmarła w rezerwacie, w okolicach doliny Rosebud. Jej dzieci, wnuki i prawnuki żyją teraz jako pełnej krwi członkowie naszego plemienia. Kiedy patrzę teraz na jej małych prawnuków, uczących się czytać i pisać w szkole Białych, to wydaje się jakbym żyła w innym świecie. Moje myśli cofają się prawie o 80 lat, do czasu, gdy jako dorosła dziewczyna uciekałam w deszczu i ciemnościach, dźwigając na plecach śpiącą dziewczynkę Białych, która potem stała się kobietą, później się zestarzała i która była ich prababką."
W 1837 roku Porcupine Bear, przywódca Stowarzyszenia Żołnierz Psów, wyruszył z misją zorganizowania wielkiej, ogólnoplemiennej wyprawy przeciwko Indianom Comanche i Kiowa w odwecie za zabicie całej grupy wojowników ze Stowarzyszenia Napiętej Cięciwy. W jednej z wiosek zabił w pijackiej bójce wojownika o imieniu Mały Potok (Little Creek). Wygnano go wówczas z wiosek Indian Cheyenne. Wkrótce jednak dołączyli do niego członkowie Stowarzyszenia Żołnierz Psów, jak i wojownicy z zaprzyjaźnionych grup Indian Lakota Sioux. Z czasem Indianie ci stali się odrębną grupą plemienia. Zasłynęli z waleczności i odwagi, a ich liczebność stale rosła, gdyż Żołnierze Psy nie przenosili się do obozów swoich żon (jak nakazywał zwyczaj Indian Cheyenne), ale zabierali e do swoich wiosek.
Żołnierze Psy zamieszkiwali nad rzeką Republican i Smoky Hill i byli bardzo blisko związani z Indianami Oglala i Brule. Nieprzejednana postawa względem Białych zjednała im uznanie wielu wojowników oraz innych stowarzyszeń i grup, którzy często zasilali ich szeregi. Po usankcjonowaniu podziału Na Północnych i Południowych Indian Cheyenne, żołnierze Psy stali się trzecim członem plemienia.
Indianie Cheyenne Północni znad Arkansas aż do 1840 roku toczyli walki z Indianami Kiowa, a później wspólnie z nimi występowali przeciwko innym plemionom i Białym.
W latach 1840-tych Indianie Cheyenne nadal jeszcze uprawiali ziemię. Susan Żelazny Ząb tak oto wspomina te czasy:
"Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, co roku sądziliśmy w Black Hills kukurydzę. Zaostrzonym kijem robiliśmy dziury w ziemi, wrzucaliśmy do nich ziarna kukurydzy, a następnie całe lato polowaliśmy. Kiedy trawa znikła, wracaliśmy i zbieraliśmy kukurydzę. Jednak Indianie Pawnee i Arikara kradli, lub niszczyli nasze uprawy, więc ostatecznie porzuciliśmy rolnictwo. Od tego momentu, przez cały czas wędrowaliśmy za stadami bizonów i innej zwierzyny.
Znaliśmy dziko rosnące, jadalne rośliny. Zbieraliśmy korzenie brasji, dzikich batatów i innych roślin. Znaliśmy najlepsze miejsca z jagodami. Pewnego razu, kiedy wędrowaliśmy obok siedli Białych, nasi ludzie wzięli kilka arbuzów. Były one dla nas czymś nowym. Kobiety pocięły je i włożyły do garnków, aby ugotować. Po chwili zajrzały do garnków i zobaczyły tylko wodę i pestki."
Ta sama Indianka o swym dzieciństwie lat 1840-tych powiedziała:
"Nasze lalki robione były poprzez przywiązanie do rozwidlonego patyka wypchanej głowy ze skóry jelenia. Taka lalka miała przyklejone do głowy włosy, oczy z koralików oraz namalowaną na skórze twarz. Głowa wypchana była bizonim włosiem. Lalki ubrane były w skórę jelenia, wyszywaną koralikami i obrębioną frędzlami. My, dziewczynki, robiłyśmy tipi do zabawy dla siebie i naszych lale. Zawieszałyśmy małe kawałki mięsa na gałęziach i bawiłyśmy się w jego suszenie, tak samo, jak to robiły nasze matki. Czasami bawiłyśmy się w przenoszenie obozu. Chłopcy przynosili wierzbowe kosze. Wkładałyśmy wszystko do tych kozy, a wówczas chłopcy ciągnęli je na inne miejsce. Jeździliśmy na kijach jak na koniach. Lalki mogły jeździć na tych kijach-koniach ze swoimi "matkami", lub były przez nie noszone na plecach.
Moja matka zrobiła mi wspaniałą lakę, którą trzymałam w torbie z nie wyprawionej skóry, razem z zapasowymi ubraniami i mokasynami. Jednak straciłam ją. Indianie Pawnee zaatakowali nasz obóz. Wszystkie kobiety i dzieci uciekły, nie zabierając niczego z namiotów. Zostawiłam swoją torbę z lalką w środku. Jeszcze przez długi czas wiele razy płakałam z powodu tej straty. Nocą śniło mi się, że wrogowie skalpują moją lakę i rozcinają jej ciało."
W 1840 roku, dzięki pośrednictwu Indian Arapaho i Kiowa-Apache, Indianie Cheyenne zawarli pokój z Indianami Kiowa i Comanche, kończąc tym samym trwającą już wiele lat wojnę międzyplemienną.
W 1849 roku Indianie Cheyenne ponieśli dotkliwe straty spowodowane epidemią cholery. Przyjaźnie przyjmowali pierwszych osadników.
Do 1850 roku pewna część Indian Cheyenne uprawiała jeszcze ziemię.
Żelazny Ząb tak oto zapamiętała chwile związane z podpisanym w 1851 roku Traktatu z Laramie:
"Gdy miałam 15 lat, rząd ofiarował Indianom Cheyenne wielką ilość prezentów. Miało to miejsce w pobliżu rozwidlenia rzeki Horse i Geese. Właśnie tam wzniesiono domy żołnierzy. Otrzymaliśmy wołowinę, lecz nie lubiliśmy tego rodzaju mięsa. Na prerii ułożono wielkie stosy boczku i rozdzielono go wśród nas, ale używaliśmy go tylko do rozpalania ognia lub do natłuszczania skór na okrycia. Otrzymaliśmy też sodę, ale nie wiedzieliśmy co z nią robić. Rozdzielono między nas zielona kawę. Przypuszczaliśmy, że ziarenka te są jakimś nowym rodzajem jagód. Zagotowaliśmy je takie, jakie były, zielone, ale nie smakowały nam. Lubiliśmy ofiarowany nam cukier. Dali nam go bardzo dużo. Cześć była jasnobrązowa, a część ciemnobrązowa.
Otrzymaliśmy blaszane kociołki, maszynki do kawy, noże rzeźnicze, ostre szydła do szycia, które były lepsze od naszych, wykonanych z kości. Były też pudełka pełne czarnych i białych nici. Nici były w motkach, a nie na szpulkach. Wszystkie kobiety czarne materiały, kolorowe i takie na wsypy. Z materiału zrobiłyśmy letnie ubrania dla dzieci i draperie do wnętrza namiotów. Dostaliśmy mnóstwo kolorowych koralików, miedzianych guzików, pierścieni, czerwonej i niebieskiej farby do twarzy. Wszystkim wydano koce. Nie było wśród nich koców w różnych kolorach. Wszystkie były w jednym kolorze; czerwonym, niebieskim, żółtym, zielonym lub białym. Nie dostaliśmy żadnych szali. Nieco później dopiero zobaczyliśmy po raz pierwszy narzuty na ramiona. Ja po raz pierwszy zobaczyłam je u Indian Crow.
Nasz wódz powiedział nam:
- Dostaliśmy te prezenty, ponieważ Biali są przyjaźni i chcą, abyśmy stali się cywilizowani, tak jak oni. Większość prezentów wydali wówczas dwaj ludzie Białych. Jednego z nich nazywaliśmy Żółtym Białym Człowiekiem. Należał do plemienia Indian Crow. Drugi był całkowicie Biały. Dał nam koce, więc nazywaliśmy go Białym Człowiekiem Z Kocami lub Kocem. Indianie Cheyenne później też go widywali. Dowiedzieliśmy się, że biali nazywają go Jim Bridger."
W innych fragmentach swych wspomnień Żelazny Ząb powiedziała:
"Poślubiłam Dojrzałą Czerwień (Red Ripe), gdy miałam 21 lat. Jednak moje imię nie zmieniło się. Indianki w dawnych czasach nie traciły swoich imion z powodu zamążpójścia. W dzieciństwie nazwano mnie Mah-i-ti-wo-nee-ni, czyli Żelazny Ząb. Przez całe życie znana byłam moim ludziom pod tym samym imieniem.
Mój mąż był dobrym myśliwym i nie potrzebował mojej pomocy przy zdobywaniu mięsa, ale mimo to, często polowałam razem z nim. Pewnego razu, gdy ścigaliśmy małe stado bizonów, mąż zawołał do mnie, bym zajechała zwierzęta od przodu i skierowała je pod górę. Bizony nie potrafiły szybko biec pod górę, gdybym więc zagnała je w kierunku wzniesienia, łatwo można by się było do nich zbliżyć. Uderzyłam kilka zwierząt moim toporkiem. Jakiś byk obrócił się i powalił mojego konia. Padłam na ziemię, lecz mój mąż przepędził rozjuszone zwierzę i ocalił mnie. Innego razu, gdy byłam sama, i do tego jeszcze pieszo, złapałam na lasso bizoniego cielaka. Ciągnął mnie za sobą, ale nie puściłam liny i w końcu zaciągnęłam go do naszego obozu.
Pewnego razu, daleko w górze rzeki Powder, goniłam bobra, który uciekał brzegiem rzeki. Rzuciłam się na niego i łapałam za futro na grzbiecie. Bóbr szamotał się i próbował mnie ugryźć. Utrzymałam go jednak, a następnie rzuciłam na wysoki brzeg i wdrapałam się za nim. Uklękłam i przytrzymałam go kolanem, a ręką zaczęłam uderzać kijem w jego głowę. Innym razem ścigałam małe zwierzę z czarnymi i białymi paskami. Rzuciłam się na niego i chwyciłam go. Wokół poczułam mocny smród. Był to skunks. Oślepiło mnie i niemal się udusiłam. Bardzo jednak pragnęłam mięsa, więc nie wypuściłam go. Zatłukłam go na śmierć swoją maczugą. Złapałam wówczas w norze jeszcze 7 młodych skunksów. Oprócz mięsa zdobyłam także piękne skórki. Wygarbowałam je wszystkie i zszyłam razem na okrycie, które moja mała dziewczynka zarzucała sobie na ramiona. Złapałam całe mnóstwo piesków preriowych. Są one bardzo ostrożne i szybkie, trudno więc je złapać. Najlepszy sposób to zaczaić się przy norze. Jeśli myśliwy będzie zachowywał się bardzo spokojnie i wytrzyma wystarczająco długo, to piesek preriowy wyjdzie w końcu ze swej nory. Wówczas można go złapać i zabić.
Kiedyś, gdy wyszłam wygrzebać korzenie brasji, tuż przede mną wzbiła się w powietrze kura preryjna. Rzuciłam się na nią z kijem kopieniaczym, trafiłam ją i kura padł martwa. Często łowiłam żółwie w wodzie. Gdy znajdowały się w rzece, trudno było je znaleźć, ale kiedy zobaczyłam jakiegoś, chwytałam go za tylne nogi i wyrzucałam na brzeg. Łowiąc ryby, wiązałam kawałek mięsa do końca żyłki z bizoniego ścięgna. Nie miałam metalowego haczyka, musiałam więc błyskawicznie szarpać żyłkę, gdy sądziłam, że ryba połknęła mięso. Wiele ryb się zerwało, ale też i wiele złowiłam w ten sposób.
Kiedy byłam bardzo głodna, smakował mi każdy rodzaj mięsa. Jeśli nie było nic lepszego, dobre były szczenięta psów lub wilków. Stare psy i dorosłe wilki miały silny i nieprzyjemny zapach, którego nie lubiłam. Ulubionym mięsem Indian Cheyenne był bizon, łoś, jeleń, antylopa i owca wielkoroga. Najlepszym ze wszystkich był bizon. Nigdy nie znudziło nam się to jedzenie. Najgorsze mięso, jakie znam, to konserwy Białych, które oni kupują w sklepach. Nie mogę zrozumieć, jak mogą jeść coś takiego. Mięso to nie ma dobrego smaku. I jeszcze coś; nie podoba mi się jak to mięso błyszczy, gdy puszka jest otwarta.
Nigdy nie nauczyłam się pływać. Spędziłam wiele czasu, siedząc na brzegu rzeki i obserwując pływając dziewczęta, ale zawsze bałam się wyjść poza bród."
O Idzie Razem Żelazny Ząb powiedziała:
"Żona Białej Żaby (White Frog) zdobyła wielką sławę, kiedy oddział Indian Pawnee zaatakował obóz Indian Cheyenne. W różnym czasie wojownicy tego plemienia uprowadzili wiele naszych kobiet, ale w jej przypadku doznali niepowodzenia. Uciekła pieszo w pojedynkę. Indianin Pawnee złapał ją. Wówczas mową gestów dała im do zrozumienia, że pójdzie z nim. Niespodziewanie jednak chwyciła za toporek, który miała za paskiem i zadała nim cios. Indianin Pawnee padł martwy z szeroko rozpłataną głową. Później zebraliśmy się wszyscy w bezpiecznym już obozie i ogłoszono ją kobietą-wojownikiem. Młodzi wojownicy poprowadzili ją, siedząca na koniu, dookoła obozu, śpiewając na jej cześć pieśni tak, jak to czynili wszystkim wojownikom. Jej mąż, Biała Żaba, rozdał wszystkie swoje konie, okrycia i koce, aby pokazać, jak jest z niej dumny."
Około 1852 roku Indianie Shoshone napadli n obóz Indian Cheyenne, w którym akurat odbywała się ceremonia Tańca Słońca. Żelazny Ząb, Indianka Cheyenne, tak oto wspomina te wydarzenie:
"Gdy miałam około 18 lat, silna grupa Indian Shoshone zaatakowała obóz naszego plemienia podczas odprawiania naszej najważniejszej, corocznej ceremonii religijnej, zwanej Tańcem Wierzby. Obóz nasz znajdował się nad strumieniem wpływającym do rzeki Powder w jej górnym biegu. Zostaliśmy zaskoczeni i nasi wojownicy nie byli gotowi do walki. Ale chwycili za łuki, strzały i karabiny najszybciej jak tylko mogli i rzucili się do przodu, aby dać kobietom dzieciom szansę na ucieczkę. Wiele kobiet uciekło bez dobytku, a nawet bez koni. Chwytały tylko swoje dzieci i uciekały pieszo. Zginęło wielu naszych wojowników. Potem jeszcze przez długi czas nasze serca były smutne. Były to jedne z najgorszych dni w historii Indian Cheyenne.
Jechałam na koniu i prowadziłam drugiego z jukami. Dwóch Indian Shoshone biegło w moim kierunku. Usłyszałam wołanie w języku cheyenne: Oni złapią Żelazny Ząb! Lecz miałam karabin i strzeliłam do obu. Niewielu Indian miało wówczas broń palną, przypuszczam więc, że tylko ich wystraszyłam, nie wyrządzając im krzywdy. W każdym razie obaj uciekli najszybciej jak tylko mogli. Tego dnia uprowadzono wiele naszych młodych kobiet. Jedną z nich była moja kuzynka. Nigdy już później o niej nie słyszałam. Przypuszczam, że została żoną jakiegoś Indianina Shoshone i założyła z nim rodzinę."
W roku 1861, kiedy armia Stanozjednoczników i osadnicy pogwałcili wcześniej zawarte umowy, Indianie Cheyenne z południa wystąpili zbrojnie przeciw Białym.
Około 1863 roku Indianie Cheyenne złożyli przyjacielską wizytę w Fort Atkinson nad rzeką Arkansas. Chudy Niedźwiedź zauważył wtedy błyszczący pierścionek na palcu żony jednego z oficerów. Pod wpływem impulsu złapał kobietę za rękę, aby mu się przyjrzeć. Mąż kobiety podbiegł i uderzył go batem. Chudy Niedźwiedź wskoczył na konia i pogalopował do swego obozu. Umalował twarz i jadąc przez obóz nawoływał wojowników do zaatakowania fortu, krzycząc:
- Wódz Indian Cheyenne został znieważony!
Czarny Kocioł i inni wodzowie z trudnością zdołali go uspokoić.
11 kwietnia 1864 roku Indianie Cheyenne napotkali 4 muły, które zabrali. Postanowi oddać je ranczerowi za jakąś nagrodę. Ranczer W. D. Ripley oskarżył jednak Indian o uprowadzenie mu zwierząt.
- Następnego ranka - opowiadał później Mały Wódz, członek Stowarzyszenia Psów - zobaczyliśmy 15 czy 20 żołnierzy jadących na nas z pistoletami w rękach. Bez żadnego słowa żołnierze zaczęli do nas strzelać. Kiedy rozejrzałem się dookoła, zobaczyłem oficer leżącego na ziemi. Mogliśmy ich zabić, ale nie byliśmy wówczas w stanie wojny z Białymi.
Żołnierzy tych było 15. Prowadził ich porucznik Clark Dunn. Należeli do 11 pułku kawalerii Kolorado. Dunn stracił dwóch żołnierzy a dwóch innych zostało rannych.
Spośród Żołnierzy Psów w starciu tym dział wziął Bull Telling Tales, Bull Man, Wolf Coming Out i Mad Wolf. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że żołnierze "postąpili głupio".
Wiosną 1864 roku Czarny Kocioł i Chudy Niedźwiedź udali się na wyprawę handlowa do Fort Larned. Zdarzyło się to zaledwie w rok po zaproszeniu obu wodzów do Waszyngtonu na spotkanie z Wielkim Ojcem, Abrahamem Lincolnem, i dlatego byli oni pewni, że żołnierze Wielkiego Ojca przyjmą ich dobrze. Prezydent Lincoln zawiesił na ich piersiach medale, a pułkownik Greenwood ofiarował Czarnemu Kotłowi flagę Stanów Zjednoczonych, wielką flagę wojskową z białymi gwiazdami symbolizującymi 34 stany, większymi niż te, które błyszczą na bezchmurnym nocnym niebie. Pułkownik Greenwood zapewnił Czarnego Kotła, że tak długo, jak długo flaga będzie nad nim powiewać, żaden żołnierz do niego nie strzeli. Wódz był bardzo dumny z niej i gdy przebywał w swym stałym obozie, flaga ta zawsze powiewała na maszcie jego tipi.
3 maja 1864 roku major Jacob Downing na czele kompanii H i C, 11 pułku kawalerii Kolorado, zaatakował obóz Indian Cheyenne w Cedar Bluff, zabijając 25 osób i raniąc 40. Wojsko straciło jednego żołnierza, a inny został ranny.
10 maja 1864 roku major Jacob Downing prowadząc 80 ludzi z 11 pułku kawalerii Kolorado natrafił na porzuconą wioskę Indian Cheyenne ze Stowarzyszenia żołnierzy Psów. Żołnierze Białych zniszczyli 14 tipi, 130 sideł oraz naczynia kuchenne i żywność.
13 maja 1864 roku Indianie Cheyene uprowadzili 9 mułów i 2 konie należące do Jesse H. Crama.
W połowie maja Czarny Kocioł i Chudy Niedźwiedź dowiedzieli się, że żołnierze zaatakowali grupę Indian Cheyenne nad południową odnogą rzeki Platte. Zdecydowali się więc zwiną obóz i ruszyć na północ, aby połączyć się z resztą plemienia zwiększając tym samym jego siłę i bezpieczeństwo. Po jednodniowym marszu rozbili oni 15 maja 1864 roku obóz w Big Bushes, 3 mile od rzeki Smoky Hill, między Fortem Lyon a Fortem Larned w Kansasie. Następnego ranka, zgodnie ze zwyczajem, myśliwi wyruszyli na polowanie, ale wkrótce przybiegli z powrotem, ponieważ spotkali żołnierzy z działami zbliżających się do obozu. Chudy Niedźwiedź, niespokojny z natury, powiedział do Czarnego Kotła, że wyjdzie na spotkanie żołnierzy i dowie się, czego sobie życzą. Zawiesił na swym płaszczu medal otrzymany od Lincolna i zabrał papiery, które otrzymał w Waszyngtonie, stwierdzające, że jest przyjacielem Stanów Zjednoczonych, po czym opuścił obóz w eskorcie swych wojowników. Chudy Niedźwiedź wyjechał na wzgórze w pobliżu obozu i zobaczył kawalerię nadciągającą w czterech grupach. W środku mieli dwa działa, a kilka wozów zamykało tyły.
Porucznik George S. Eayre na czele 100 ludzi z 1 pułku kawalerii Kolorado wyposażonych w 2 haubic zaatakował Indian Cheyenne obozujących W raporcie napisał:
"Zaatakowali mnie Indianie Cheyenne w sile około 400. Po zaciętej walce, trwającej 7 i pół godziny, pokonałem ich i przepędziłem z pola walki. Indianie stracili 3 wodzów i 25 wojowników. Moje straty wyniosły 4 zabitych i 3 rannych. Nasze zwierzęta są wyczerpane."
Wódz Wilk, jeden z młodych wojowników eskorty Chudego Niedźwiedzia, powiedział później :
- Nie szukaliśmy zwady, gdy obozowaliśmy w pobliżu Fortu Larned przez cała zimę i handlowaliśmy z kupcami. Chudy Niedźwiedź rozkazał nam, wojownikom, pozostać na miejscach, tak abyśmy nie przestraszyli żołnierzy. On sam podjechał do przodu, aby uścisnąć dłoń oficera i pokazać swoje papiery z Waszyngtonu, które mówiły, że żyje w pokoju z Białymi. Chudy Niedźwiedź miał na piersi Medal Pokoju, który otrzymał od Lincolna w Waszyngtonie w 1863 roku. Gdy wódz zbliżył się na 20-30 jardów od żołnierzy, oficer wydał głośno komendę i wojsko otworzyło ogień do Chudego Niedźwiedzia i nas wszystkich. Chudy Niedźwiedź spadł z konia przed samą liną wojska i Gwiazda, inny wojownik Indian Cheyenne, również padł na ziemię. Wtedy żołnierze zbliżyli się, w dalszym ciągu strzelając do Chudego Niedźwiedzia i Gwiazdy, którzy leżeli bez ruchu. Ja, z kilkoma innymi wojownikami, stałem nieco na uboczu. Żołnierze znajdowali się przed nami, ale byli zajęci strzelaniem do Chudego Niedźwiedzia i innych Indian Cheyenne, którzy się do niego zbliżyli. Nie zwracali na nas najmniejszej uwagi, dopóki nie zaczęliśmy do nich strzelać z łuków i karabinów. Byli tak blisko, że nasze strzały dosięgło kilku z nich. Dwóch żołnierzy spadło z koni. W tym czasie panowało już ogromne zamieszanie. Coraz więcej Indian Cheyenne przybywało w małych grupach, a wystraszeni żołnierze starali się łączyć w grupy Strzelali do nas kartaczami z dział. Jeden kartacz upadł blisko nas, ale był źle wymierzony."
Po zabiciu szanowanego wodza, rozgniewani Indianie rzucili się na wojsko, które w rozsypce zaczęło uciekać do Fortu Larned. Tylko interwencji Czarnego Kotła, który usiłował powstrzymać wojowników i dał w ten sposób Białym czas na ucieczkę, zawdzięczają żołnierze swe ocalenie.
W trakcie walki Czarny Kocioł przyjechał na swym koniu i jeżdżąc między wojownikami krzyczał:
- Przestańcie strzelać. Nie zaczynajcie wojny!
Upłynęło dużo czasu, zanim Indianie Cheyenne go posłuchali.
- Byliśmy wściekli - opowiadał Wódz Wilk, - ale w końcu zaprzestaliśmy walki. Żołnierze uciekli. Zdobyliśmy piętnaście wojskowych koni wraz z sidłami, uzdami i skórzanymi torbami przy siodłach. Kilku żołnierzy zginęło; Chudy Niedźwiedź, Gwiazda i jeszcze jeden zostali zabici, a wielu było rannych.
Indianie Cheyenne byli pewni, że mogą pozabijać wszystkich żołnierzy i wziąć ich działa, ponieważ oddział wojskowy liczył 100 żołnierzy, a w obozie znajdowało się 500 wojowników. W tej sytuacji wielu młodych mężczyzn, rozwścieczonych zabiciem Chudego Niedźwiedzia, walczyło z wycofującymi się żołnierzami całą drogę do Fort Larned.
Czarny Kocioł był zaskoczony tym nagłym atakiem i zmartwiony śmiercią Chudego Niedźwiedzia, gdyż byli przyjaciółmi przez prawie pół wieku.
Czarny Kocioł nie mógł zrozumieć, dlaczego żołnierze bez uprzedzenia zaatakowali pokojowo nastawionych Indian Cheyenne. Jedyną osobą, która według niego mogła znać odpowiedź na to pytanie, był jego starszy przyjaciel Mały Biały Człowiek - William Bent. Po rozważeniu sprawy Czarny kocioł wysłał do Benta na szybkim koniu posłańca z poleceniem:
- Powiedz mu, że stoczyliśmy walkę z żołnierzami i kilku z nich zabiliśmy. Powiedz mu też, że nie wiemy, co i dlaczego doprowadziło do tej bitwy i że chcielibyśmy się z nim spotkać, aby o tym pomówić.
Zupełnie przypadkowo posłaniec spotkał Wiliama Benta na drodze pomiędzy Fort Larned a Fort Lyon. Bent odesłał go do Czarnego Kotła z wiadomością, że będzie czekał na niego w Coon Creek. Do spotkania doszło tydzień później. Obu przyjaciół niepokoiła przyszłość Indian Cheyenne, a Bent martwił się o swych synów. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy dowiedział się, że polują oni nad Rzeką Hill, a stamtąd nie dochodziły żadne niepokojące wieści. Obaj jednak zdawali sobie sprawę, że cała sytuacja może doprowadzić do wybuchu wojny w całym kraju Indian Cheyenne.
- Nie jest moim zamiarem ani życzeniem walczyć z Białymi - powiedział Czarny Kocioł. - Zarówno ja, jak i moje plemię chcemy pozostawać z nimi w pokojowych i przyjaznych stosunkach. Nie jestem w stanie móc walczyć z Białymi. Chcę pokoju.
Bent poprosił, aby Czarny Kocioł powstrzymał swych wojowników od wypraw odwetowych i obiecał, że wróci do Kolorado, aby nakłonić władze wojskowe do zaprzestania niebezpiecznych działań prowadzonych w stosunku do Indian. Następnie wybrał się do Fort Lyon.
- Gdy tam przybyłem - zeznawał później pod przysięgą - spotkałem pułkownika Chivintona, któremu powtórzyłem swoją rozmowę z Indianami i to, że wodzowie pragną zachowani przyjaznych stosunków. Odpowiadając mi stwierdził, że nie jest upoważniony do zawarci pokoju i że w tym czasie był na ścieżce wojennej - wydaje mi się, że użył tych właśnie słów. Następnie zwróciłem mu uwagę, że dużym ryzykiem jest podtrzymywanie wojny w czasie, gdy wiele rządowych pociągów jeździ do nowego Meksyku i innych miejsc, przewożąc Białych, i że nie sądzę, by państwo dysponowało odpowiednią siłą by móc zapewnić im bezpieczeństwo w podróży i że to obywatele i osadnicy przyjmą na siebie wszelkie wynikające z tego cierpienia. Oświadczył na to, że obywatele muszą bronić się sami. Nie miałem już nic więcej do powiedzenia.
17 maja 1864 roku żyjący w Walnut Creek (w pobliżu Fortu Larned) John F. Dods otrzymał ostrzeżenie o możliwości ataku i pośpieszył po wsparcie. Szeryf H. L. Joney doniósł:
"Ranczer z Walnut mówi, że zjawili się również u niego i kazali mu się natychmiast wynosić, gdyż w przeciwnym razie zginie i zabrali ze sobą jego czejeńską squaw. Oznajmili mu, że właśnie stoczyli bitwę z wojskiem z Kolorado nad Smoky Hill, że zginął ich wódz i że mają zamiar zabić wszystkich Białych, jacy wpadną im w ręce. Jego natomiast, ze względu na jego żonę, darzą przyjaźnią i dlatego radzą mu, aby odszedł".
Po powrocie zauważył, że w jego zagrodzie brakuje 2 koni.
Tego samego dnia Indianie uprowadzili 4 muły i skradli zapasy żywności Henry'ego L. Bickforda prowadzącego placówkę handlową w zakolu rzeki Arkansas. Również w tym samym dniu Indianie zabili jednego konia i zniszczyli 50 buszli kukurydzy oraz stajnię i korral Walter D. Jenneona żyjącego na Ranczo Wooward w kansaskim okręgu Saline.
17 maja Indianie zabili też Białego na ranczo Crow Creek.
18 maja 864 roku Indianie Cheyenne zaatakowali na Szlaku Santa Fe (na granicy stanu nowy Meksyk i Kolorado) karawanę Jesusa Sancheza Alarida. Zdobyli wozy z żywnością i uprowadzili konie oraz muły. Woźniców odarli całkowicie z ubrań, ale darowali im życie.
11 czerwca 1864 roku Indianie Cheyenne i Arapaho zabili w Boxelder Creek (18 mil na południowy-wschód od Denver w Kolorado) Nathana Warda Hungate, jego żonę i dwoje dzieci. Ich ciała zabrano do Denver i wystawiono na widok publiczny. Wywołało to panikę i pogłoski o ataku zjednoczonych plemion na miasto.
Pod koniec czerwca 1864 roku John Evans, gubernator Terytorium Kolorado, wydał okólnik skierowany do "przyjaznych Indian z Równin", informując ich o tym, że "w kilku przypadkach zaatakowali oni i zabili żołnierzy". Nie wspomniał tylko o żołnierzach atakujących Indian, choć w ten właśnie sposób zaczęły się wszystkie trzy ostatnie bitwy stoczone przez Indian Cheyenne. W okólniku tym pisał dalej:
"Za to właśnie Wielki Ojciec się gniew i z pewnością będzie ścigał owych Indian i ukarze ich, lecz nie chce przy tym skrzywdzić tych, którzy pozostają w przyjaznych stosunkach z Białymi; pragnie otoczyć ich opieką i zapewnić im ochronę. Dlatego też polecam wszystkim przyjaznym Indianom, by trzymali się z dala od tych, którzy prowadzą wojnę, a także by udali się do miejsc, w których nie będzie im groziło niebezpieczeństwo."
Evans rozkazał przyjaznym Indianom Cheyenne i Arapaho, by stawili się w swoim rezerwacie w Fort Lyon, gdzie agent Samuel G. Colley zaopatrzy ich w żywność, a następnie wskaże im bezpieczne miejsce.
"Celem tego postanowienia jest ochrona przyjaznych Indian przed przypadkową śmiercią. Wojna z wrogimi Indianami będzie kontynuowana aż do momentu, w którym zostaną oni skutecznie ujarzmieni."
Gdy tylko Wiliam Bent dowiedział się o dekrecie gubernatora Evansa, natychmiast postanowił przekonać Indian Cheyenne i Arapaho o celowości przybycia do Fort Lyon, a ponieważ była to właśnie pora letnich polowań, Indianie byli rozproszeni w zachodniej części Kansasu i wiele tygodni upłynęło, zanim zdołano ich wszystkich o tym powiadomić. Tymczasem wzrastała wciąć ilość potyczek z żołnierzami. Wojownicy Indian Sioux, wzburzeni karnymi ekspedycjami generała Alfreda Sully'ego z 1863 i 1864 roku, przybywali gromadnie z północy, by napadać wzdłuż rzeki Platte na karawany wozów, stacje dyliżansów i osadników. Dużą część winy za te napady przypisywano Południowym Indianom Cheyenne i Indianom Arapaho. Na nich też zwróciło swą uwagę wojsko stacjonujące w Kolorado. Syn Williama Benta, George, który w lipcu przybył z liczną grupą Indian Cheyenne nad rzekę Solomon powiedział, że byli oni nieustannie atakowani przez wojsko bez żadnego powodu, aż w końcu zaczęli sami brać odwet w jedyny znany im sposób - palili stacje, ścigali dyliżanse, rozpędzali bydło i zmuszali załogi karawan transportowych do walki obronnej.
Czarny Kocioł i starsi wodzowie próbowali powstrzymać te napady, lecz wpływ ich słabł wobec popularności młodszych wodzów, takich jak Rzymski Nos i członkowie Stowarzyszenia Żołnierzy Psów. Gdy Czarny Kocioł dowiedział się, że siedmiu Białych jeńców (dwie kobiety i pięcioro dzieci) zostało uprowadzonych przez młodych wojowników do obozu rozbitego w Smoky Hill, wniósł okup za czworo z nich, płacąc własnymi końmi, aby mogli odejść do swych rodzin. W tym samym mniej więcej czasie otrzymał wiadomość od Williama Benta o rozkazie gubernatora Evansa w sprawie stawienia się Indian w Fort Lyon.
17 lipca 1864 roku był dniem wzmożonej aktywności Indian Cheyenne. To w tym dniu zaatakowali w Bijou Ranch (nad rzeką South Patte, 85 mil na wschód od Denver) ustawione w obronnym kręgu wozy emigrantów, zabijając dwie osoby. Uprowadzili też siedem koni ze Stacji Junction. Z rancza Murraya porwali osiem koni, zabijając jednoczenie trzydzieści jeden sztuk bydła porwali. Z rancza Junction skradli sześćdziesiąt osiem koni, zabijając przy okazji piętnaście sztuk bydła. Na ranczo Beaver zbili jednego białego. Dwóch innych zabili przy Beaver Creek. Z rancza Godfrey skradli pewną ilość koni a z rancza Washington zabrali dwadzieścia osiem koni.
24 lipca wojownicy Indian Cheyenne Południowych dotarli do wzgórz, z których widać było most na North Platte River. Na przeciwległym końcu mostu mieścił się posterunek wojskowy - umocnienie ze stacją dyliżansu i biurem telegrafu. Placówki tej broniło około 100 żołnierzy. Spojrzenie przez lornetkę wojskową pozwoliło wodzom na szybkie podjęcie decyzji: spalą most, przeprawią się przez rzekę poniżej umocnień, w miejscu gdzie była ona najpłytsza i przystąpią do oblężenia posterunku. Najpierw jednak postarają się wywabić żołnierzy na zewnątrz i pozabijać ich jak najwięcej.
Po południu dziesięciu wojowników zeszło ze wzgórza w pobliżu umocnień, lecz żołnierze nie kwapili się do opuszczenia twierdzy. Następnego ranka wysiłki Indian znów okazały się bezowocne. Wprawdzie biali wyszli na most, lecz nie zrobili ani kroku dalej. Jednak na trzeci dzień, ku ogromnemu zdziwieniu Indian, pluton kawalerii opuścił fort, przeszedł przez most i kłusem ruszył na zachód. W ciągu zaledwie paru sekund kilkuset Indian Cheyenne i Sioux dosiadło koni i ruszyło w pogoń za Niebieskimi Kurtkami. Dwudziestoma pięcioma żołnierzami dowodził porucznik Caspar Collins.
Rzymski Nos będąc tam jednym z przywódców, którzy prowadzili szarżę Indian, ubrany był w swój czepiec wojenny a z broni, w którą był uzbrojony używał przede wszystkim łuku i strzał.
- Gdy wpadliśmy w szeregi wojska - relacjonował George Bent - ujrzałem jednego oficera, który w chmurze dymu i kurzu przejechał koło mnie na gniadym koniu. Nie panował już nad wierzchowcem; w jego czole tkwiła strzała, a twarz zalana była krwią.
Tym śmiertelnie rannym oficerem okazał się Collins. Kilku oficerom udało się umknąć i dołączyć do plutonu piechoty znajdującego się na moście. Działo z fortu położyło kres dalszemu pościgowi.
Gdy walka jeszcze trwała, Indianie, którzy znajdowali się na wzgórzach zorientowali się co było przyczyną wymarszu wojska z fortu. Mieli oni wyjść naprzeciw karawanie wozów zbliżających się od zachodu. W ciągu kilku minut Indianie otoczyli transport, lecz jego załoga bezpiecznie ukryta za wozami otworzyła ogień. Już w pierwszej chwili walki został zabity brat Rzymskiego Nosa. Gdy Rzymski Nos dowiedział się o tym, zapałał żądzą zemsty. Zebrał więc wszystkich Indian Cheyenne, by przystąpić do natarcia.
- Opróżnimy karabiny żołnierzy - krzyknął. Rzymski Nos miał na głowie ochronny pióropusz a u boku tarczę i wiedział, że żadna kula go nie dosięgnie. Ustawił wojowników wokół wozów, którzy następnie zacinając ostro konie, galopem okrążyli wozy. W miarę jak krąg zacieśniał się wokół karawany, żołnierze jednocześnie oddawali salwy opróżniając karabiny i wtedy Indianie natarli na wozy zabijając wszystkich żołnierzy. Zawartość wozów rozczarowała atakujących - były one pełne pościeli dla wojska i kufrów z bezwartościowymi drobiazgami.
7 sierpnia porwali stado koni w Salina.
8 sierpnia 1864 roku Żołnierze Psy prowadzeni przez Bull Bear zaatakowali karawanę wozów. Zabili przy tym jedenastu ludzi (według innych źródeł - czternastu), a dwie kobiety i czworo dzieci wzięli do niewoli. Uprowadzili dwa muły i zagarnęli dobytek Michaela Tully a na koniec spalili jedenaście wozów. Tego samego dnia Indianie również zniszczyli zapasy żywności i splądrowali dom Johna A. Dunna.
W zorganizowanym też w tym samym dniu najeździe na osiedla leżące nad Little Blue zabili piętnaście innych osób. Uprowadzili też Lucindę Eubanks i jej dwie małe córki. Starsze dziecko zostało jej zabrane, a ona, wraz z drugą córką, odsprzedana wodzowi Indian Oglala o imieniu Dwie Twarze. Relacje różnią się co do tego, czy to Dwie Twarze i Czarna Stopa (inny wódz Indian Sioux) zabrali panią Eubanks i jej córkę do Fortu Laramie jako gest przyjaźni, czy też zostały one w rzeczywistości odbite przez armię. W każdym bądź razie pułkownik Thomas Moonlight, dowódca okręgu, rozkazał aresztować i powiesić Dwie Twarz i Czarną Stopę. Susan Żelazny Ząb w swych wspomnieniach, tak powiedziała o tym wydarzeniu:
"Kobieta Białych przebywała wśród nas przez jedno lato. Często płakała i było mi jej żal. Ucieszyłam się wraz z nią, kiedy dwaj Indianie Sioux i jeden Indianin Cheyenne zabrali ją do fortu żołnierzy nad rzeką Geese, by mogła wrócić do swoich. Lecz naszych ludzi ogarnął gniew, gdy okazało się, że żołnierze zatrzymali tych troje Indian i powiesili ich."
9 sierpnia 1864 roku Indianie całkowicie zniszczyli w znajdującej się na drodze do Denver karawanę Willoiama H. Younga. Wartość koni, wołów i zapasów żywności oszacowano na 1322 dolary. Na stacji Little Blue zniszczyli mienie Isaaca Varneya o wartości 10081 dolarów, a przy Fort Kearny zniszczyli zbiory i stado bydła Williama P. Hessa wycenione na 15573 dolary.
10 sierpnia 1864 roku Indianie Cheyenne zniszczyli (wraz z żywym inwentarzem) ranczo L. C. Girouxa leżące w pobliżu stacji Little Blue. W tym też samym dniu Indianie zniszczyli ranczo Jamesa Douglassa leżące 70 mil na wschód od Fortu Kearny. Wartość straconego domu, stajni, czterech koni, dwunastu krów, jednego byka i dziewięciu świń wyceniono na 11656 dolarów. Również 10 sierpnia Indianie zniszczyli leżące 87 mil na wschód od Fort Kearny ranczo Bichtild; dom, stajnię, zagrodę, dwa koni, dziewięć krów i zapasy żywności.
12 sierpnia 1864 roku Indianie spalili leżące nad rzeką North Platte (Nebraska, okręg Lincoln) ranczo uprowadzając z niego żywy inwentarz.
12 sierpnia 1864 roku Thomas Henshell, zajmujący się przewozem towarów między St. Joseph w Misouri a Denver, w drodze powrotnej z Denver rozładował towary w Jelesburgu (Kolorado) i zgodził się zabrać 25 rannych żołnierzy do Fort Kearny. Kiedy jego karawana dotarła do Pawnee Ranch, zaatakowany został przez 100 Żołnierzy Psów. Po dwudniowej walce Indianie Cheyenne uprowadzili trzydzieści sześć wołów i zniszczyli sześć wozów.
16 sierpnia napadli na ranczo i zabili 4 myśliwych. W innym miejscy napadli na karawany mułów i wołów. Jeszcze gdzie indziej napadli na siedmiu żołnierzy, z których zabili czterech.
19 sierpnia napadli na wozy koło Cimarron Springs. Zabili dziesięciu mężczyzn i zagarnęli pędzone przez nich stado. Karawanę obrócono w popiół a ciała strasznie pokaleczono. By okazał Białym swą pogardę, Indianie pozwolili grupce Meksykanów wziąć jeden z wozów i wrócić do Nowego Meksyku.
21 sierpnia, 60 mil na zachód od Laried, napadli na karawanę 95 wozów.
Był już koniec sierpnia 1864 roku i Evans wydał następne zarządzenie "upoważniając wszystkich obywateli Kolorado, pojedynczo lub w zorganizowanych grupach, do ścigania wrogo nastawionych Indian z Równin, lecz oszczędzania tych, którzy zareagowali na moje wezwanie i stawili się w wyznaczonych miejscach, a także do zabijania i niszczenia wszystkich wrogich Indian jako wrogów raju, gdziekolwiek uda się ich napotkać". Tak więc zaczęło się polowanie na wszystkich Indian, którzy nie znaleźli się w wyznaczonych rezerwatach.
Czarny Kocioł natychmiast zwołał narad i wszyscy wodzowie w obozie zgodzili się w imię pokoju wypełnić polecenie gubernatora. George'a Benta poproszono o napisanie listu do agenta Samuela Colley z Fort Lyon, informującego, że wodzowie ci pragną pokoju. W liście napisano m.in.:
"Słyszeliśmy, że macie kilku jeńców w Denver. My mamy siedmiu waszych ludzi, lecz chcielibyśmy ich oddać pod warunkiem, że zwrócicie nam naszych (...) Chcemy, aby odpowiedź wasza zawierała jedynie prawdę."
Czarny Kocioł miał nadzieję, że Colley przyśle mu instrukcje dotyczące bezpiecznego przeprowadzenia Indian Cheyenne przez Kolorado bez narażania ich na atak z strony wojska lub uzbrojonych band cywilów prowadzonych przez gubernatora Evansa, grasujących na tym terenie. Nie ufał on w pełni Colley'owi, podejrzewając go o zyskowną sprzedaż części towarów przeznaczonych dla Indian.
Wynkoop odnosił się podejrzliwie do motywów, jakie kierowały Indianami. Gdy tylko usłyszał od Jednego Oka, że Czarny Kocioł chciałby, aby przybył do obozu Smoky Hill i przeprowadził ich do rezerwatu, zapytał, ilu Indian znajduje się w obozie.
- Dwa tysiące Indian Cheyenne i Arapaho - odpowiedział Jedno Oko - i prawdopodobnie dwustu zaprzyjaźnionych Indian Sioux z północy, zmęczonych ucieczką przed goniącymi ich żołnierzami.
Na to Wynkoop nic nie odpowiedział. Miał on niewielu więcej niż stu kawalerzystów i zdawał sobie sprawę z tego, że Indianie wiedzą, jakimi siłami dysponuje. Podejrzewając zasadzkę, polecił uwięzić indiańskich wysłanników, a następnie zwołał swych oficerów na naradę.
Po jednodniowej zwłoce Wynkoop postanowił w końcu udać się do Smoky Hill, motywując swą decyzję głównie chęcią ratowania jeńców przetrzymywanych przez Indian. Przewidując takie posunięcie, Czarny Kocioł wspominał właśnie w swym liście o jeńcach.
6 września 1864 roku Wynkoop wyruszył z grupą 127 jeźdźców. Uwalniając Jedne Oko i Głowę Orła z więzienia powiedział im, że w tej wyprawie będą mu służyli jako przewodnicy i zakładnicy zarazem.
- Przy pierwszej próbie zdrady ze strony waszych ludzi - ostrzegał ich Wynkoop - zabiję was.
- Indianie Cheyenne nie łamią danego słowa - odpowiedział Jedno Oko. - Gdyby tak się stało, nie chciałbym dłużej żyć.
Wynkoop powiedział później, że rozmowy z tymi dwoma Indianami Cheyenne, które odbył w czasie tej wyprawy, wpłynęły na zmianę jego od dawna, jak mu się wydawało, wyrobionej opinii o Indianach.
- Odniosłem wrażenie, że przebywam z ludźmi górującymi nade mną, a byli to przecież przedstawiciele rasy, o której sądziłem, że jest okrutna, zdradziecka, żądna krwi, pozbawiona jakichkolwiek uczuć w stosunku do przyjaciół czy rodziny.
11 września 1864 roku, nad źródłem rzeki Smoky Hill, zwiadowcy Wynkoopa zobaczyli około 500 wojowników, którzy wyglądali, jakby szykowali się do bitwy. George Bent, który w dalszym ciągu pozostawał z Czarnym Kotłem, powiedział, że gdy Żołnierze Psy ujrzeli kawalerzystów Wynkoopa, "gotowi do walki wyjechali na spotkanie z wojskiem z napiętymi łukami i strzałami w rękach. Jednak Czarny Kocioł i kilku innych wodzów prosząc majora Wynkoopa o wycofanie wojska na pewną odległość zapobiegli walce."
Następnego ranka Czarny Kocioł i inni wodzowie spotkali się z Wynkoopem i jego oficerami na naradzie. Czarny Kocioł pozwolił najpierw wypowiedzieć się innym. Byk Niedźwiedź, przywódca Żołnierzy Psów, powiedział, że on i jego brat, Chudy Niedźwiedź, starali się żyć w pokoju z Białymi, lecz żołnierze bez powodu zabili Chudego Niedźwiedzia.
- Indian nie należy winić za wojny - dodał. - Biali to lisy i pokój z nimi jest niemożliwy. Indianom pozostaje jedynie walka.
Mały Kruk, Indianin Arapaho, zgodził się z Bykiem Niedźwiedziem.
- Chciałbym uścisnąć dłoń Białemu - powiedział - lecz obawiam się, że on nie chce z nami pokoju.
Jedno Oko poprosił wtedy o głos i oznajmił, że czuje się zawstydzony słuchając takiej wypowiedzi. Powiedział, że ryzykował własnym życiem jadąc do Fort Lyon i dał słowo Wynkoopwi, że Indianie Cheyenne i Arapaho udadzą się spokojnie do swych rezerwatów.
- Poręczyłem Wynkoopowi swym słowem i życiem - oświadczył, - że jeśli moi ludzie nie będą działali w dobrej wierze, pójdę do Białych i będę walczył w ich szeregach, a mam wielu przyjaciół, którzy pójdą za mną.
Wynkoop obiecał, że uczyni wszystko, co w jego mocy, by powstrzymać żołnierzy od napadania na Indian. Stwierdził, że nie jest ważnym dowódcą i że nie może odpowiadać za wszystkich żołnierzy, lecz jeśli tylko Indianie zwrócą mu jeńców, uda się z indiańskimi wodzami do Denver, gdzie pomoże im w rozmowach pokojowych z wyższymi dowódcami.
Czarny Kocioł, który w milczeniu śledził przebieg rozmów ("nieruchomy, z lekkim uśmiechem na twarzy" - jak powiedział Wynkoop), wstał i oznajmił, że miło mu słyszeć to, co mówi Wynkoop, dodając:
- Są źli Biali i źli Indianie. Źli znajdujący się po obu stronach są przyczyną niepokoju. Niektórzy z moich młodych ludzi również się do tego przyczynili. Jestem przeciwny walce i zrobiłem wszystko, aby jej zapobiec. Sądzę, że wina jest po stronie Białych. Oni zaczęli wojnę i zmusili Indian do walki.
Następnie obiecał oddać czterech jeńców, których sam wykupił. Troje pozostałych znajdowało się w obozie dalej na północ, dlatego też rozmowy mające na celu ich uwolnienie, musiały jeszcze trochę potrwać.
Czworo jeńców (same dzieci) nie wyglądało na źle traktowanych. Gdy zaś jeden z żołnierzy zapytał ośmioletniego chłopca, jak Indianie z nimi się obchodzili, powiedział, że w zasadzie to mógłby wśród nich pozostać.
Po dłuższej naradzie ostatecznie postanowiono, że Indianie pozostaną w obozie nad rzeką Smoky Hill, podczas gdy siedmiu wodzów uda się wraz z Wynkoopem do Denver, by zawrzeć pokój z gubernatorem Evansem i pułkownikiem Chivingtonem. Czarny Kocioł, Biała Antylopa, Byk Niedźwiedź i Jedno Oko stanowili reprezentację Indian Cheyenne; Neva, Bosse, Stosy Bawołów i Notanee byli przedstawicielami Indian Arapaho. Mału Kruk i Lewa Ręka, którzy odnosili się dość sceptycznie do wszelkich obietnic Evansa i Chivingtona, pozostali na miejscu, by utrzymywać swych młodych Indian Arapaho w spokoju. Wojenny Czepiec miał opiekować się obozem Indian Cheyenne.
25 września w Walnut Creek (60 mil na północny-wschód od Fortu Larned) Indianie zaatakowali 400-sobowy oddział generała Jamesa G. Blunta. Zginął jeden żołnierz i dwóch indiańskich zwiadowców (Shawnee, Delaware) a siedmiu żołnierzy odniosło ranny.
28 września 1864 roku do Denver dotarli kawalerzyści Wynkopa, czworo dzieci Białych i siedmiu indiańskich wodzów. Indianie jechali odkrytymi wozami ciągniętymi przez muły i zaopatrzonymi w drewniane siedzenia. Na czas tej podróży Czarny Kocioł wywiesił nad wozem swą wielką wojskową flagę, i gdy wjechali na pełne kurzu ulice Denver, gwiazdy i pasy flagi Stanozjednoczników powiewały opiekuńczo nad głowami wodzów. Orszak ten ściągnął uwagę całego Denver.
Zanim rozpoczęły się obrady, Wynkoop porozumiał się z gubernatorem Evansem, który był niechętnie nastawiony do całej sprawy indiańskiej. Powiedział, że zanim pozwoli im się żyć w pokoju, Indianie Cheyenne i Arapaho muszą zostać ukarani. Pokrywało się to z opinia komendanta garnizonu, generała Samuela R. Curtisa, który tego samego dnia wysłał do pułkownika Chivingtona depeszę o treści:
"Nie chcę żadnego pokoju, dopóki Indianie nie ucierpią jeszcze bardziej."
W końcu Wynkoop musiał błagać gubernatora, by zechciał spotkać się z Indianami.
- Ale co zrobię z 3. pułkiem Kolorado, jeśli zawrę pokój? - Zapytał Evans. - Żołnierze są wyszkoleni, by zabijać Indian, i muszą ich zabijać.
Wyjaśnił też Wynkoopowi, że dostał z Waszyngtonu pozwolenie na wyszkolenie nowego oddziału tylko dlatego, że przysięgał, iż było to konieczne ze względu na wrogość Indian. Jeżeli teraz zawrze pokój, politycy oskarżą go o złą ocenę sytuacji. Sam zaś był pod presji mieszkańców Kolorado, którzy chcąc uniknąć powołania do wojska w 1864 roku woleli raczej walczyć w regularnych, umundurowanych oddziałach przeciwko źle uzbrojonym Indianom, niż brać udział w wojnie z Konfederatami toczonej na wschodzie kraju. W końcu jednak Evans uległ prośbom majora Wynkoopa, doceniając to, że w odpowiedzi na jego proklamację Indianie przebyli 400 mil, by się z nim zobaczyć.
Narada odbyła się w Camp Weld, niedaleko Denver. Oprócz indiańskich wodzów wziął w niej udział Evans, Chivington, Wynkoop, kilku innych oficerów, oraz Simeon Whitely, który zgodnie z rozkazem gubernatora, miał notować każde słowo wypowiedziane podczas obrad. Gubernator Evans otworzył spotkanie w mało przyjemny sposób, pytając wodzów indiańskich, co maja mu do powiedzenia. Czarny Kocioł odpowiedział w języku cheyenne, co zostało przetłumaczone przez Johna S. Smitha, kupca i starego przyjaciela Indian, w sposób następujący:
- W związku z twoim okólnikiem z 27 czerwca 1864 roku, zająłem się tą sprawą i przybyłem tu, by z tobą o tym porozmawiać... Major Wynkoop zaproponował, abyśmy się z tobą spotkali. Przybyliśmy tu z zamkniętymi oczami, podążając za garstką twoich ludzi i walcząc z własną niepewnością. Chcemy zawrzeć pokój z Białymi. To wszystko, o co prosimy. Chcemy iść z tobą ramię w ramię. Jesteś naszym ojcem. Poruszaliśmy się we mgle. Od chwili rozpoczęcia wojny niebo zasnuły chmury. Wojownicy, którzy stoją przy mnie, są gotowi uczynić, co im powiem. Chcemy przynieść do domu dobre wieści, aby nas ludzie mogli spać spokojnie. Chcę, byś wszystkim dowódcom dał wyraźnie do zrozumienia, że jesteśmy tu w celach pokojowych, że zawarliśmy pokój, żeby oni nie uważali nas za wrogów. Nie przybyłem tutaj, by pokazywać kły, lecz by jasno z tobą porozmawiać. Musimy żyć w pobliżu bizonów, w przeciwnym razie grozi nam głód. Przybyliśmy tutaj z własnej woli, by spotkać się z tobą, i gdy wrócę do domu i powiem swoim ludziom przy wspólnym posiłku, że uścisnąłem twą dłoń i dłonie wszystkich dowódców tu, w Denver, nie tylko moi ludzie będą się czuli szczęśliwi, lecz także wszystkie plemiona indiańskie z Równin.
Evans na to odparł:
- Przykro mi więc, że nie odpowiedziałeś na moje wezwanie natychmiast. Zawarłeś sojusz z Indianami Sioux, którzy prowadzą z nami wojnę.
Czarny Kocioł zdziwił się:
- Nie wiem, kto mógł ci o tym powiedzieć.
- Nieważne, kto to powiedział - odrzekł Evans - lecz twoje postępowanie udowodniło ponad wszelką wątpliwość, że to prawda.
Wówczas kilku wodzów odezwało się równocześnie:
- To nieporozumienie! Nie zawarliśmy żadnego sojuszu ani z Indianami Sioux, ani też z nikim innym.
Wtedy Evans zmienił temat rozmowy twierdząc, że nie ma ochoty na zawarcie układu pokojowego;
- Myślicie pewnie, że skoro Biali prowadzą wojnę między sobą, uda wam się wygnać ich z tego kraju, ale takie założenie jest błędne. Wielki Ojciec w Waszyngtonie ma dość ludzi na to, by wygnać Indian z Równin i rozprawić się z rebeliantami. Radzę wam teraz przejść na stronę rządu i udowodnić czynami wasze przyjazne nastawieni, o jakim staracie się mnie przekonać. Wykluczone, abyście mogli pozostawać z nami w pokoju, a jednocześnie przebywać z naszymi wrogami i być ich przyjaciółmi.
Wówczas zabrał głos najstarszy z wodzów, Biała Antylopa:
- Zrozumiałem i zapamiętałem każde słowo, jakie rzekłeś (..) Indianie Cheyenne mają oczy zwrócone w tę stronę i będą słuchać tego, co im powiesz. Biała Antylopa jest dumny, że spotkał wodza wszystkich Białych w tym kraju. Opowie o tym swym ludziom. Od czasu gdy byłem w Waszyngtonie i otrzymałem ten medal, nazywam wszystkich Białych moimi braćmi. Potem inni Indianie byli w Waszyngtonie i dostali medal, lecz teraz żołnierze nie podają nam ręki. Chcą mnie zabić (...) Obawiam się, że ci nowi żołnierze, którzy wyszli z fortu, mogą zabijać moich ludzi nawet w tej chwili, gdy jestem tutaj.
Evans odpowiedział mu szorstko:
- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie jest.
- Gdy wysłaliśmy nasz list do majora Wynkoopa - kontynuował Biała Antylopa - przyjście do naszego obozu jego ludzi było tak trudne, jak przejście przez ogień. Idąc na spotkanie z tobą, czuliśmy to samo.
Dalej gubernator Evans zaczął wypytywać Indian o poszczególne incydenty, które miały miejsce wzdłuż rzeki Platte, sądząc, że uda mu się uzyskać potwierdzenie ich udziału w napadach.
- Kto zabrał konie z Farmont's Orchard - pytał - i stoczył na północ od tego miejsca pierwszą tej wiosny bitwę z żołnierzami ?
- Zanim odpowiem na to pytanie - odparł śmiało Biała Antylopa